Zygmunt Szumski
Pardubicka dla WebGIS
5 listopada 1874 odbyła się pierwsza przełajowa gonitwa w Pardubicach. Od tamtego czasu już 115 razy organizowano ten najtrudniejszy na świecie wyścig z przeszkodami. Kiedy myślę o budowie powszechnie dostępnego systemu informacji przestrzennej* (SIP), nieodparcie kojarzy mi się to przedsięwzięcie z gonitwą pardubicką. W obu przypadkach trzeba wielkich umiejętności i odwagi. Przeszkód jest wiele i na każdej kark skręcić może i koń, i jeździec.
|
Co to jest społeczeństwo informacyjne? Niewątpliwie rozwój gospodarki, a wraz z nią społeczeństwa, zmierza w kierunku informacyjnym. Społeczeństwo informacyjne (SI) potocznie rozumiane jest jako „społeczeństwo, w którym powszechnie wykorzystuje się komputery i różnego rodzaju urządzenia związane z techniką cyfrową”. W Polsce znanych jest kilkanaście różnych definicji, tu podaję własną, ale wzorowaną na innych (Tomasz Goban-Klas, Piotr Sienkiewicz): „Społeczeństwo informacyjne to takie, którego środki i techniki operowania informacją są podstawą wytwarzania co najmniej 50% dochodu narodowego”. Dla porządku wspomnijmy, że zajmująca nas współcześnie idea budowy SI jest negowana przez Manuela Castellsa [4], socjologa, intelektualnego guru Doliny Krzemowej. Pisze on: „Dla społeczeństwa sieciowego nie jest charakterystyczna rola wiedzy i informacji, ponieważ wiedza i informacja były podstawą bytu także wcześniejszych społeczeństw. Pojęcie SI jest mylące, współcześnie nowe są tylko techniki operowania informacją”. Lektura Castellsa obudziła we mnie czujność, co pozwoliło spostrzec, że pojęcie „społeczeństwo” w tym obszarze tematów jest tak dalece związane z „gospodarką”, że we wszystkich znanych mi definicjach SI [5] można zamienić te dwa słowa bez utraty sensu (zalecam zastosowanie tego zabiegu także do mojej definicji). Stąd już tylko mały kroczek do wniosku, że być może naprawdę wcale nie chodzi o społeczeństwo. Dlatego dalej będę pisał raczej o gospodarce informacyjnej (GI).
RP buduje społeczeństwo informacyjne 28 maja 2001 rząd RP opublikował dokument „ePolska – Plan działań na rzecz Społeczeństwa Informacyjnego w Polsce na lata 2001-2006”, który zawiera ponad 60 stron i tylko jeden raz występuje w nim słówko GIS. Na s. 37 znalazło się zdanie: „Istnieje potrzeba zintegrowania systemów administracji z systemami informacji geograficznej GIS”. Mimo że Plan zawiera sformułowania bardzo ogólne, tu mamy do czynienia ze zdecydowanie szczegółowym wskazaniem użycia SIP – wyłącznie jako dodatku do systemów administracji, czyli narzędzia urzędnika, nie zaś – jako środka informowania obywatela. Ta druga rola systemów informacji już wówczas znana była z naszej łódzkiej aplikacji w internecie, a opisywana – przeze mnie trzy lata wcześniej, przy przedstawianiu projektu tej aplikacji. Podkreślałem już wówczas, że dostęp do informacji przestrzennej to niezbywalne prawo obywatelskie, a dostarczanie jej to powinność rządzących. I tu mamy pierwszy wysoki żywopłot do przeskoczenia – mentalność urzędasa odciśniętą na rządowym planie budowy SI. Dwa lata temu w warszawskim hotelu Sheraton wobec kilkuset starostów oraz wojewódzkich i powiatowych geodetów powiedziałem, że przyszłością są systemy przestrzenne udostępniające w internecie wszystko, co nie jest tajne. A było to już po przyjęciu ustawy o dostępie do informacji publicznej. W sali rozległ się pomruk gniewu, ale nikt nie zabrał głosu. Dopiero w przerwie otoczyła mnie grupa okazująca co najmniej niezadowolenie. Nazywanie mnie „fantastą” było najłagodniejszym określeniem. I to jest właśnie, utworzona z urzędniczej mentalności, fosa z wodą, bezpośrednio za wspomnianym wysokim żywopłotem.
Pełna treść artykułu we wrześniowym wydaniu GEODETY
powrót
|