Jerzy Królikowski
Solny kataklizm
Dzięki zabiegom władz komunistycznych do dziś niewiele osób słyszało o jednej z największych w historii Polski katastrof górniczych. To, co w 1977 r. wydarzyło się w wielkopolskim Wapnie, precyzyjnie obrazują materiały geodezyjne, do których dotarła redakcja GEODETY.
|
Eksploatację soli w Wapnie (obecnie powiat wągrowiecki, dawniej woj. pilskie) rozpoczęto równo sto lat temu. Już wtedy przekonano się, że eksploatacja surowca na tym terenie nie będzie prosta. O ile w wielu kopalniach głównym zagrożeniem jest gaz (szczególnie metan), o tyle w przypadku wydobycia soli najbardziej niebezpieczna okazuje się woda – wszak z łatwością rozpuszcza te skały. Warunki geologiczne w okolicach Wapna okazały się pod tym względem na tyle niekorzystne, że w 1912 r., podczas budowy szybu Wapno I, na głębokości 101,5 m nastąpił duży dopływ wody i zaprzestano dalszych prac. Ponowiono je w latach 1928-31, jednak i ta próba zakończyła się fiaskiem. W 1921 r. woda wdarła się natomiast do sąsiedniego szybu Wapno II.
Rozkwit wsi oraz położonej na jej terenie kopalni nastąpił dopiero w latach 60. W 1966 r. udało się oddać do eksploatacji szyb nr I. Mieszkańcy Wapna wspominają ten okres z rozrzewnieniem. Sól okazała się bardzo dobrej jakości, we wsi powstały więc nowe osiedla, szkoły, dobrze zaopatrzone sklepy, a co sobotę odbywały się zabawy czy wizyty artystów ze stolicy. Pracujący pod ziemią górnicy byli jednak świadomi niebezpieczeństwa, szczególnie w komorze 36. na poziomie III. W 1971 r., po kolejnym wycieku, Okręgowy Urząd Górniczy w Poznaniu zaliczył kopalnię w Wapnie do najwyższego stopnia zagrożenia wodnego. Mimo to sól eksploatowana była tam metodą niebezpieczną, choć zdecydowanie efektywniejszą – czyli za pomocą tzw. strzelania głębokimi otworami. Dzięki temu urobek był na tyle duży, że każdego dnia wywoził go wyładowany po brzegi pociąg – niekiedy składający się nawet z 50 wagonów. Rosnące tempo eksploatacji sprawiło, że wody gruntowe coraz łatwiej przenikały w głąb kopalni. Początkowo (w 1972 r.) wyciek w feralnej komorze wynosił raptem 0,2 l/min. W lipcu 1976 r. wzrósł do 1,5 litra, a w połowie września osiągnął już 7 l/min. Ówczesny naczelny dyrektor Zjednoczenia Kopalnictwa Surowców Chemicznych w uzgodnieniu z ministrem przemysłu chemicznego i prezesem Wyższego Urzędu Górniczego wprowadził więc w kopalni stan akcji ratowniczej. Operacja nie przynosiła jednak spodziewanych efektów, gdyż rozmiar wycieku dalej rósł – 18 lipca wyniósł 127 l/min. Kolejnym krokiem zaradczym miało być wypompowanie wody z kopalni. Także i to rozwiązanie nie poskutkowało, bo 3 sierpnia wyciek wzrósł do 530 l/min. Władze kopalni zdecydowały się wówczas na całkowite zaprzestanie wydobycia. Pod ziemią pozostały tylko ekipy wycofujące sprzęt górniczy. Los kopalni ostatecznie przypieczętowany został 5 sierpnia około godziny 1.30. W ciągu 15 min do kopalni wdarło się wtedy 30 tys. m3 wody, a w ciągu całej doby średni dopływ wyniósł 300 m3/min (czyli 300 tys. m3)...
Pełna treść artykułu w lipcowym wydaniu GEODETY
Zapraszamy do obejrzenia filmu „Wapno – krajobraz po katastrofie
powrót
|