Jerzy Przywara
Z motyką na słońce
Rozmowa z dr. Witoldem Fedorowiczem-Jackowskim, prezesem obchodzącej 10-lecie firmy Geosystems Polska
Skąd u prezesa firmy zajmującej się supernowoczesnymi technologiami zainteresowanie starojapońskim stylem walk aikido?
Zaczęło się od pewnego Francuza, którego spotkałem podczas podróży po Tunezji w 1975 roku. Któregoś ranka na plaży obserwowałem, jak trenował dziwne figury. Ponieważ nie znałem francuskiego, w języku „migowym” zapytałem go, co robi. Okazało się, że ćwiczył aikido. Zacząłem poznawać filozofię tego sportu, metody walki i wciągnęło mnie to. Trenuję do dzisiaj, a w naszym klubie na Ursynowie regularnie uprawia sztukę aikido ponad 150 osób. Ubocznym „skutkiem” tamtego spotkania było to, że nauczyłem się francuskiego. Drugą moją pasją jest alpinizm. Dla pokolenia wchodzącego w dorosłe życie w latach 70. i 80. góry stwarzały jakby inny wymiar rzeczywistości. Jedyny obszar wolności i odpowiedzialności. Tam można się było spełnić: samemu wyznaczyć cel i go zrealizować. Na dole o wszystkim decydowała przecież „przewodnia siła narodu”. Co geograf z wykształcenia może mieć do roboty w dziedzinie teledetekcji? Zaczynałem w roku 1979 w OPOLiS [Ośrodek Przetwarzania Obrazów Lotniczych i Satelitarnych – red.] w Instytucie Geodezji i Kartografii w Warszawie. Była to wielka szansa, zarówno na poznanie nowych technologii przetwarzania obrazów, jak i na nawiązanie kontaktów. OPOLiS wysyłał ludzi na szkolenia do czołowych placówek na całym świecie: w Kanadzie, USA, Francji czy ZSRR. Prowadziliśmy projekty związane z prognozowaniem plonów i leśnictwem, programem Interkosmos, pozyskiwaniem i przetwarzaniem zdjęć radarowych i termalnych. W latach 1982-83 miałem okazję pracować w Bagdadzie, gdzie wykonywaliśmy mapy użytkowania ziemi i geomorfologiczne, a także prowadziliśmy badania dynamiki wydm. Wtedy poznałem całą Mezopotamię zarówno z analiz zdjęć satelitarnych, jak i wędrówek w terenie. To fascynujące interpretować te wszystkie biblijne miejsca, prawie ich dotykać. W końcu lat 80. pracowałem w Tunezji w ramach projektu Banku Światowego związanego z inwentaryzacją zasobów leśnych i pastwisk. Miałem tam pierwszy zawodowy kontakt z... polskimi leśnikami. Byli oni wyjątkowymi fachowcami, dzięki którym wiele się nauczyłem. I choć w sensie zawodowym w IGiK działo się dużo ciekawych rzeczy, to trzeba było jeszcze jakoś przeżyć. Ponieważ byłem członkiem klubu wysokogórskiego, malowałem kominy i inne wysokie konstrukcje. W ciągu kilku dni zarabiałem przy tej robocie tyle, co w instytucie w ciągu miesiąca.
Pełna treść artykułu w lipcowym wydaniu GEODETY
powrót
|
REKLAMA |
|
|