Rozmawiała Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Jak w Moskwie rakiet
O prawie, ludziach, pieniądzach i zarządzaniu przez geodezję administracją publiczną mówi Florian Romanowski, prezes OPEGIEKA Elbląg Sp. z o.o.
KATARZYNA PAKUŁA-KWIECIŃSKA: W firmach ostatnio nie najlepiej się dzieje. FLORIAN ROMANOWSKI: Na pewno w tych, które zorientowane są na klasyczną produkcję geodezyjną. Wcześniej nie było tak dużej dziury na rynku. Skończyły się duże kontrakty w ARiMR. Pewniakiem było wojsko, które dawało roboty z zakresu fotogrametrii i kartografii za 7-10 mln złotych rocznie. Regularnie szła produkcja VMapy i ok. 10 firm w Polsce miało co robić. Od trzech lat w ogóle nie ma na rynku żadnych prac z wojska.
Co spowodowało tę zapaść? Ni stąd, ni zowąd Agencja Mienia Wojskowego przejęła przetargi i kupuje mapy tak samo jak ziemniaki czy buty wojskowe. Przy pierwszym przetargu na VMapę nie narzucono żadnych warunków dotyczących doświadczenia firmy. Wszystko wziął wówczas Techmex za 60% ceny i zdobył kompetencje. Od tamtej pory na rynku nie ma nic.
Po prostu firmy informatyczne stały się konkurentem firm geodezyjnych. Nikt by nic nie mówił, gdyby SCOR [Satelitarne Centrum Operacji Regionalnych, spółka AMW i Techmeksu – red.], w którym Techmex ma udziały, zajął się tylko dostawą na rynek scen satelitarnych i każda firma miałaby do nich jednakowy dostęp. Pozyskanie scen i obróbka powinny być objęte oddzielnymi przetargami (Polska Geodezja Komercyjna podpisała taką umowę z głównym geodetą kraju – tylko nikt jej nie honoruje). Walczyliśmy o to od początku, bo już 10 lat temu byliśmy wśród nielicznych przedsiębiorstw, które kupiły Image Station i rozpoczęły prace w zakresie fotogrametrii cyfrowej. Ale dostrzegam pewien paradoks w tym, że państwo z jednej strony broni ODGiK-ów jak niepodległości, żeby przypadkiem nie poszły w outsourcing, a z drugiej powierza prywatnej firmie pozyskiwanie zdjęć satelitarnych, czyli dostęp do najbardziej aktualnej informacji.
Outsourcing ośrodków to przecież zamach na polskość. W elbląskim ośrodku, którego część techniczną prowadzimy od 11 lat, nikt niczego nie sprzeniewierzył ani nie ukradł. Firma ma określone procedury, zależy nam na tym, żeby to dalej prowadzić. Przy takim podejrzliwym podejściu należałoby każdemu obywatelowi podłączyć chipa przy urodzeniu i stale go obserwować. Nie dajmy się zwariować.
Propozycja Prawa geodezyjnego według przedsiębiorców zakłada rewolucję w ośrodkach. Co pan na to? Nowelizacja prawa jest jak najbardziej potrzebna, ale według mnie problem leży w ludziach. Żadna ustawa nie pomoże, jeżeli w administracji brakuje odpowiednich ludzi, którzy umieliby zarządzać zasobem geodezyjnym. Prowadzimy elbląski ośrodek w outsourcingu na podstawie istniejącego prawa. A urząd to urząd. W urzędzie się administruje, a nie tworzy technologie. Moim zdaniem błąd polega na tym, że geodezja nadaje się do administracji jak pięść do nosa. Jest normalną inżynierską działalnością gospodarczą. Dlatego wszystko, co się rusza, trzeba sprywatyzować, puścić w outsourcing...
Pełna treść wywiadu w kwietniowym wydaniu GEODETY
powrót
|