Rozmawiał Jerzy Przywara
Pomoc dla małych firm
Rozmowa z Wojciechem Matelą ponownie wybranym na prezesa Geodezyjnej Izby Gospodarczej
JERZY PRZYWARA: Jak długo będą jeszcze istniały trzy niezależne organizacje przedsiębiorców geodezyjnych? WOJCIECH MATELA: Wśród naszych głównych zamierzeń w tej kadencji jest dalsza współpraca w ramach Federacji Organizacji Przedsiębiorców Geodezyjnych skupiającej Polską Geodezję Komercyjną, Geodezyjną Izbę Gospodarczą i Zachodniopomorską Geodezyjną Izbę Gospodarczą. Funkcjonuje ona już trzy lata i, jak widać, pomysł się sprawdził. Jest wiele spraw, na których zależy wszystkim przedsiębiorcom, a za najpilniejszą uważam umożliwienie firmom komercyjnym wykonywania prac scaleniowo-wymiennych. Nie ukrywam natomiast, że jednym z naszych celów jest połączenie GIG i ZGIG. Mamy zbieżne zadania i cele, dlatego powinna działać jedna organizacja złożona z 4-5 silnych regionów mających dużą autonomię finansową i organizacyjną.
Czy rozbieżność interesów między PGK i GIG jest zbyt duża, żeby mogło dojść do połączenia? To jest problem nie tylko geodezji. Krajowa Izba Gospodarcza, której członkiem jest GIG, skupia ponad 150 branżowych i regionalnych izb, liczących kilkanaście tysięcy przedsiębiorstw i setki tysięcy pracowników. Mimo to jest słabiej postrzegana przez ekipy rządzące (nie ma np. swoich przedstawicieli w komisji trójstronnej) niż organizacja Lewiatan mająca zaledwie nieco ponad 70 członków, ale wśród nich takie giganty, jak: Orlen, TP SA, Polkomtel czy wielkie związki pracodawców. Podobnie jest w naszej branży. Duże firmy, przeważnie sprywatyzowane OPGK-i, skupione w Polskiej Geodezji Komercyjnej mają większą siłę przebicia niż nasze niewielkie firmy, choć nas jest więcej. Jak dotąd, dogadujemy się w ramach Federacji i nie widzę jakiejś większej rozbieżności interesów. Warto też uzmysłowić sobie, że nawet te nasze geodezyjne „wielkoludy” w skali kraju są jedynie małymi przedsiębiorstwami. Sytuacja mogłaby ulec zmianie, gdyby wprowadzono ustawę o powszechnym samorządzie gospodarczym, o czym wspomniał wicepremier Waldemar Pawlak na niedawnym Walnym Zgromadzeniu KIG. Powszechny samorząd gospodarczy reprezentowałby nas wszystkich, przejmując z jednej strony od państwa wiele zadań i funkcji, a z drugiej nie ograniczając działań organizacji o charakterze członkowskim (izby, stowarzyszenia, organizacje pracodawców).
W jakich sprawach Izba będzie wspierała GUGiK? Na pewno poprzemy przebudowę struktury służby geodezyjnej, czyli stworzenie centralnie zarządzanego katastru i wyraźne rozdzielenie kompetencji administracji samorządowej i rządowej. Będziemy za usprawnieniem i uproszczeniem procedur administracyjnych „obsługi” prac geodezyjnych. Jednak te usługi, które nie „ingerują” w kataster czy dziedzinę praw własności, powinny być scedowane na firmy, łącznie z odpowiedzialnością za ich wykonanie. Poprzemy także działania zmierzające do ochrony prawa własności produktów powstających w wyniku działalności geodezyjnej, głównie zdjęć lotniczych, ortofotomapy czy opracowań topograficznych. Jeśli zadania wykonywane są za publiczne pieniądze, to odpowiednie prawa powinny przysługiwać Skarbowi Państwa lub samorządom. Ale jeśli zleceniodawcą jest firma prywatna, to państwo na równi z innymi podmiotami może co najwyżej zaproponować odkupienie tych materiałów. Podobnie powinno być z podstawowymi opracowaniami geodezyjnymi: to, co nie stanowi treści obligatoryjnej zasobu geodezyjnego (po zmodyfikowaniu obecnych przepisów), powinno być własnością firm. Nie oznacza to jednak, że nie należy zbierać informacji o tym, kto i co robił na danym obszarze. Z doświadczeń europejskich wynika, że przedsiębiorcy z chęcią zgłaszają swe prace do takiego rejestru, bo każdy może z niego w przyszłości skorzystać. Tego typu regulacje sprawdziły się (chociażby w Szwecji) i nie ma co wyważać otwartych drzwi.
Co zamierzacie zrobić z uprawnieniami geodezyjnymi? To dość kontrowersyjny temat, który nawet w Radzie Izby jest przedmiotem odmiennych opinii. Wiadomo, że praw nabytych nie można odbierać. Ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, że w Europie jesteśmy szczególnego rodzaju „wyspą”. Pokazała to niedawna konferencja CLGE w Krakowie: mamy tylu geodetów uprawnionych, ilu jest w sumie w pozostałych krajach Unii. Dlatego nasza koncepcja przyznawania licencji geodezyjnych jest nadal otwarta. Czekamy jednak na konstruktywne propozycje, a nie opinie w rodzaju „nie, bo nie”. Uważam, że po 25 latach funkcjonowania uprawnień zawodowych w dotychczasowym kształcie wprowadzenie licencji nie byłoby ograniczeniem dostępu do zawodu, lecz służyło podniesieniu jakości wykonywanych prac. Z biegiem czasu nabyta wiedza topnieje, do tego dochodzą wielokrotne zmiany przepisów, wkraczają nowe technologie. Przyznanie licencji byłoby swego rodzaju weryfikacją niezbędnych umiejętności i podniesieniem rangi zawodu. Skoro już mowa o uprawnieniach zawodowych, to warto przywołać bulwersujący problem „kupowania” podpisów geodetów uprawnionych. Ostatnio w jednym z powiatów wyszło to na jaw, gdy inspektor z ośrodka dokumentacji kontrolujący operat poprosił o wyjaśnienia nie tę osobę, która pomiary wykonała, ale geodetę uprawnionego, którego nazwisko widniało na pieczątce. Żeby było ciekawiej, osobą „użyczającą” uprawnień okazał się pracownik administracji geodezyjnej z sąsiedniego powiatu, który nawet nie sprawdzał tego, co podpisuje. Nadal istnieje problem wykonywania prac geodezyjnych przez pracowników administracji. Widać więc, że uregulować trzeba podstawy, bo działanie poprzez zakazy nie skutkuje...
Pełna treść wywiadu w sierpniowym wydaniu GEODETY
powrót
|