Wojciech Tokarski
Interesant złem koniecznym
Od wielu lat czekamy na nową ustawę oraz przebudowę organizacji służby geodezyjnej i kartograficznej. Podejmowano już takie próby, ale dotychczas ograniczały się one do pewnych modyfikacji przepisów branżowych i wszystkie zostały zablokowane.
|
Obecnie Główny Urząd Geodezji i Kartografii – zobowiązany i uprawniony przyjętą w marcu przez Sejm ustawą o infrastrukturze informacji przestrzennej – zapowiada znaczne zmiany. Prawo geodezyjne i kartograficzne ma być pisane prawie od nowa i, co ważne, w GUGiK jest zrozumienie dla konieczności ujednolicenia służby pod względem zarządzania. Mówi się nawet o stworzeniu rządowej instytucji. Dziesięć zespołów roboczych pracuje nad rozporządzeniami mającymi zestandaryzować wymagania ośrodków dokumentacji geodezyjnej i kartograficznej. Pod koniec marca na posiedzeniu Zespołu ds. Administracji Publicznej i Bezpieczeństwa Obywateli Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego rozpatrywano projekt rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji w sprawie zgłaszania i ewidencjonowania prac geodezyjnych i kartograficznych oraz udostępniania informacji z państwowego zasobu. Te wszystkie sygnały są optymistyczne. Środowisko winno czynnie wesprzeć wysiłki centrali. Jest to wielka i niepowtarzalna szansa na uporządkowanie zawodu i wyprowadzenie go z dotychczasowej, patowej sytuacji. W dążeniach do gruntownej reformy nie wolno poprzestać na zmianach czysto administracyjnych ani zatrzymać się w pół kroku. To, co obecnie dzieje się w służbie geodezyjnej, nie może być dłużej tolerowane.
Trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że ośrodki dokumentacji w prawie niezmienionej formie trwają od początku lat 80. ubiegłego stulecia. Zmieniło się w tym czasie bardzo wiele w kraju i w otoczeniu zawodu. W pierwszych latach istnienia ośrodki były ukierunkowane na obsługę geodetów uprawnionych i nielicznych wtedy firm wykonawczych. Obecnie geodeci jako klienci państwowego zasobu nie są już najważniejsi i stanowią 30-40 procent interesantów. Pozostali klienci to administracja, sądy, prokuratura, biura notarialne, policja i straże, rzeczoznawcy majątkowi, pośrednicy w handlu nieruchomościami, projektanci, planiści, inwestorzy czy zwykli obywatele poszukujący informacji przestrzennej. Zmiany, jakie dotychczas następowały w Prawie geodezyjnym i kartograficznym, za każdym razem wymuszane były nowelizacją ustaw powiązanych lub nadrzędnych. Największa przebudowa nastąpiła na skutek reformy struktur i zasad funkcjonowania administracji publicznej wprowadzonej w życie w styczniu 1999 r. Uchwalono wówczas 12 nowych ustaw oraz zmieniono, niekiedy znacznie, około 200 ustaw obowiązujących. Zaszczepiona wtedy idea dostępności informacji przestrzennej dla samorządów terytorialnych była słuszna, natomiast przekazanie im obowiązku administrowania tą informacją okazało się co najmniej dyskusyjne. Co prawda, złagodziło to pewne anomalie, lecz wprowadziło znaczne zróżnicowanie pomiędzy poszczególnymi jednostkami. Wcześniej, gdy istniało 49 wojewódzkich ośrodków (każdy z wieńcem filii terenowych), a także jednolity nadzór administracji rządowej, wymagania i sposób pracy były bardziej zestandaryzowane. Obecnie każdy starosta (prezydent, burmistrz) zarządza trochę inaczej. Samorządy nie poradziły sobie także ze starym problemem uczestniczenia geodetów urzędników w rynku usług. Ta sytuacja rodzi wiele patologii objawiających się między innymi działaniami konkurencyjnymi w stosunku do wykonawstwa. Brak rozeznania starosty lub niechęć do ingerowania w układy geodetów powoduje coraz większe niezadowolenie. Główny problem nie leży jednak w tym, czy zasobem zarządza administracja rządowa, czy samorządowa. W obu modelach występują nieprawidłowości, w wyniku których cierpi klient, i to nie tylko geodeta. Informacja sprzedawana w ośrodkach jest relatywnie droga, trudno dostępna i charakteryzuje się niską jakością. Ten swoisty krajobraz po bitwie to skutek braku jakiejkolwiek systematyki w zarządzaniu jednostkami, których charakter nie przystaje do klasycznej postaci administracji publicznej. ...
Pełna treść artykułu w czerwcowym wydaniu GEODETY
powrót
|