Jerzy Przywara
Trzecia liga czy ekstraklasa?
XXXVII Zjazd SGP nie wyszedł poza schemat obowiązujący od kilkudziesięciu lat. Udzielił absolutorium ustępującemu Zarządowi, wybrał nowego prezesa, trochę pozmieniał statut i urodził całą litanię wniosków. Czy można było się spodziewać czegoś innego? Zacznijmy od końca.
|
Wnioski, które są podsumowaniem obrad zjazdu, to wyrażona w demokratycznym głosowaniu wola, by nowe kierownictwo organizacji zajęło się załatwieniem takich, a nie innych spraw. Szkopuł w tym, że wiele postulatów wzajemnie się wyklucza lub jest nierealistycznych. Księżycowe pomysły uczestników zjazdu Komisja Wnioskowa z reguły weksluje na boczny tor. Nie nad wszystkimi jest jednak w stanie zapanować. Trzy lata temu na zjeździe w Łodzi jeden z najważniejszych wniosków mówił o czynnym udziale organizacji w legislacji Pgik i bezwzględnym utrzymaniu istnienia GUGiK. Zjazd uchwalił nawet, że konieczne jest spotkanie z… premierem. Nie podano tylko daty i miejsca, gdzie premier ma się stawić. Autorzy podobnych uchwał nie zauważają, niestety, że udział SGP w procesie legislacyjnym regulują odpowiednie przepisy, a nie wola stowarzyszenia, nawet jeśli jest ono zawodowe, a miejscami naukowo-techniczne. Poza tym chęci rozmijają się z możliwościami. Wynika to pewnie z faktu, że wielu członków nie za bardzo wie, czym tak naprawdę powinna się zajmować organizacja, do której należą. Z jednej strony ma ona duży apetyt na wpływanie na proces legislacyjny, ale z drugiej nie jest nawet w stanie szybko zaopiniować pierwszego lepszego projektu aktu przysłanego przez GUGiK. Chce cenzurować ustawę dotyczącą spraw tak fundamentalnych, jak kataster nieruchomości, a nie potrafi zapanować nad własnym statutem, co było aż nadto widoczne podczas obrad w Krakowie. Wielce chwalebne były głosy ze zjazdowej trybuny o podwyższeniu zarobków geodetów. Ale jak się to ma do modelu gospodarczego funkcjonującego obecnie w Polsce? Miast proponować jasne prorynkowe regulacje, stowarzyszenie doradza geodetom stosowanie tzw. cen sugerowanych (określanych przez członków SGP, o kilkadziesiąt procent wyższych niż funkcjonujące na rynku), co jest sprzeczne z prawem. A co na to SGP-owski kodeks etyki? To zagubienie potwierdza wniosek dotyczący powołania zespołu ds. opracowania strategii działania SGP. Pewnie przedstawi on jakieś propozycje, a o wyborze strategii zadecyduje za trzy lata najwyższa władza, czyli kolejny zjazd. Tylko czy nie będzie na to zbyt późno? Organizacja potrzebuje chyba nowego zdefiniowania celów. Zajmując się wszystkim, nie zajmuje się porządnie niczym. Gdy za pieniądzem trzeba gonić przez 24 godziny na dobę, a o informacje, wiedzę, rozrywkę jest łatwiej niż kiedykolwiek, przyciągnięcie nowych sympatyków nie jest zadaniem prostym. Złote lata 70. już się nie powtórzą. Owczy pęd do zwiększania liczby członków, który miał wtedy miejsce, odbija się jednak dzisiaj czkawką w postaci ich marnej jakości. Stąd przymykanie oka na tzw. wierzących, ale niepraktykujących, czyli sporą grupę osób niepłacących składek, za to poprawiających statystykę (wniosek o rozwiązanie tego problemu znalazł się jako ostatni na liście). Stajemy zatem przed podstawowymi pytaniami o kształt organizacji. Czy ma być masowa, czy elitarna? Czy lepiej mieć 4 tys. członków, z których większość to statyści, czy może o połowę mniej, ale za to takich, którzy byliby intelektualną elitą geodezji? Nie jest także możliwe reprezentowanie przez SGP interesów całego środowiska. Wnioski jednej grupy są bowiem często sprzeczne z interesami innej, co powoduje, że lądują w koszu. Nie byłoby tego problemu, gdyby organizacja skoncentrowała się wyłącznie na sprawach związanych z nauką i techniką, promocją branży czy na szkoleniach. Ale ambicje działaczy są o wiele większe. Według tych starszych SGP ma być recenzentem i jedyną wyrocznią w sprawach geodezji. Młodsi twierdzą zaś, że powinno być inicjatorem zmian i że nie można chować głowy w piasek, gdy pojawiają się sprawy trudne. ...
Pełna treść artykułu w czerwcowym wydaniu GEODETY
powrót
|