|2011-01-04|
GIS, Firma, Ludzie
O kryzysie i chmurach
Rozmowa z Wojciechem Gaweckim, polskim geodetą pracującym na stanowisku starszego specjalisty ds. rozwoju dla Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki w Esri Inc.
fot. Jerzy Przywara
|
|
|
|
|
|
GEODETA: Czy światowy kryzys dotknął Esri? WOJCIECH GAWECKI: Cały czas notujemy wzrost sprzedaży, choć w 2009 roku nie był on tak dynamiczny jak rok wcześniej. Mimo kryzysu wiele instytucji kupuje oprogramowanie GIS, bo jest to narzędzie, które w tych trudnych czasach się sprawdza. Dzięki niemu można lepiej zarządzać i realizować zadania mniejszym nakładem kosztów. Z drugiej strony Esri operuje globalnie i ten globalny charakter nam „sprzyja”. Bo przecież kryzys nigdy nie występuje we wszystkich krajach jednocześnie. Gdy jeden region świata ma się gorzej, w innych jest wtedy lepiej i w sumie się to bilansuje.
Największe rozmiary kryzys przybrał jednak w USA, które są głównym polem działania firmy. Skutki kryzysu widzimy w różnych miejscach na świecie i różnie się one objawiają. Na przykład w USA przepowiada się, że kryzys dotknie wszystkich dopiero w 2011 roku. Ma to wynikać stąd, że miasta osiągną o wiele mniejsze kwoty z tytułu podatków od nieruchomości, które są głównym źródłem ich finansowania. Gdy ceny nieruchomości rosły, wpływy z podatków także się zwiększały. Kiedy nastąpiło załamanie na rynku nieruchomości, automatycznie zmalały wpływy z podatków. Ta sytuacja dotyczy jednak tylko części USA. Przy okazji kryzysu zaobserwowaliśmy natomiast ciekawą tendencję, a mianowicie – administracja coraz częściej jest zainteresowana zawieraniem umów długoterminowych, bo daje jej to możliwość lepszego planowania budżetu. Na co najmniej 3-5 lat do przodu wiadomo, ile będzie kosztowała jakaś usługa czy oprogramowanie.
Jak wygląda sprzedaż Esri w rozbiciu na administrację i firmy? W USA administracja – począwszy od federalnej, poprzez stanową, do lokalnej, czyli odpowiednika polskiej gminy – jest dostarczycielem 60-70% naszych przychodów. Podobnie wygląda to w innych rejonach świata, z reguły zamówienia z instytucji to ponad 50% naszej sprzedaży.
Ewenementem jest prowadzona przez Esri działalność wydawnicza. Zawsze twierdziliśmy, że chcemy i umiemy dobrze robić GIS. Nasz dział marketingu pokazuje to w wydawanym przez siebie czasopiśmie „ArcNews”, które jest jednak czymś więcej niż zwykłą broszurą marketingową. Jest w nim także miejsce na dłuższe artykuły czy dyskusje.
Publikujecie także sporo książek. Również pozycje książkowe są pewnym elementem marketingu. Na przykład zamiast wysyłać jakiegoś wybitnego specjalistę z zakresu GIS z serią wykładów po świecie, prosimy go, by napisał książkę, którą my następnie wydamy i roześlemy. Nie traktujemy więc wydawnictwa jako samodzielnej działalności, która ma być zyskowna. Sprawdza się ono jako metoda krzewienia wiedzy i szerzenia informacji na temat GIS. Sprzedajemy rzeczywiście dużo tych pozycji.
Kogo w ten sposób edukujecie? Każdy z własnego doświadczenia wie, że człowiek tak naprawdę uczy się zawodu dopiero wtedy, gdy pójdzie do pracy. Wiedza szkolna jest tylko przygotowaniem i nie ma tu specjalnej różnicy między USA, Polską czy innymi krajami. Sądzę, że nasze książki są próbą przybliżenia użytkownikowi praktycznej strony wiedzy. Są formą pomocy chociażby dla osób, które nagle stają przed wyzwaniami związanymi z tym, że w ich wydziale czy firmie instalowane jest właśnie oprogramowanie GIS. Przecież dorosły człowiek musi skądś czerpać wiedzę...
Pełna treść wywiadu w styczniowym wydaniu GEODETY
rozmawiał Jerzy Przywara
|