|2022-11-18|
Geodezja, Prawo, Kataster
Betonowy słupek naruszył posiadanie, czyli od stabilizacji do sądu rejonowego
Człowiek uczy się przez całe życie. A może uczy się życia. W czerwcu br. przeprowadziłem, zdawać by się mogło, standardową procedurę wyznaczenia/wznowienia punktów granicznych dwóch działek zgodnie z art. 39 Pgik – pisze Dariusz Andrzejewski, geodeta z województwa podlaskiego, którego ciekawą historię publikujemy w listopadowym wydaniu GEODETY. Zaczęło się normalnie, a skończyło oskarżeniami i pozwem do sądu o naruszenie posiadania.
A i B - działki pana K, C - działka państwa Z, 1 - miejsce stabilizacji słupka betonowego, 2 - miejsce, w którym zachował się znak graniczny (fot. Geoportal.gov.pl)
|
|
|
|
|
|
Pracę – po zleceniu przez pana K, właściciela dwóch działek – zgłosiłem w macierzystym PODGiK-u. Wysłałem zawiadomienia do wszystkich zainteresowanych i ruszyłem – w myśl art. 42, pkt 3 Pgik – z czynnościami przygotowawczymi. Przeprowadziłem analizę dokumentacji zgromadzonej w PODGiK-u oraz wywiad terenowy. Szukałem istniejących znaków granicznych oraz osnowy związanej z opracowywanymi działkami. Poszło to, muszę przyznać, nad podziw dobrze – udało mi się odszukać ich więcej, niż zazwyczaj w tej okolicy.
• W terenie
Pewnego czerwcowego dnia br. o godzinie 9.00 – zgodnie z zawiadomieniem – rozpocząłem czynności na jednej z dwóch działek. Na miejscu stawił się jedynie pan K. Nie stawił się nikt poza nim, więc i m.in. państwo Z. Co ważne, w zawiadomieniu wyraźnie wskazałem, że czynności rozpoczną się na działce niesąsiadującej bezpośrednio z ich nieruchomością.
Do wspólnej granicy państwa Z i pana K – określonej przez dwa punkty – dotarłem z czynnościami jakiś czas później. Jeden ze znaków się zachował – trójstyk działek pana K, państwa Z i Lasów Państwowych – już na etapie przygotowań pobieżnie go oczyściłem i pomierzyłem. Po drugim nie zostało śladu, prawdopodobnie nigdy nie istniał w jakiejś trwalszej formie. Na mocy art. 13 Pgik wszedłem na grunt (nieogrodzony), wyznaczyłem i zastabilizowałem punkt graniczny – słupkiem betonowym z podcentrem w postaci szklanej butelki. Po uporządkowaniu miejsca zakopania zaczyna się crème de la crème tej do tej pory typowej sprawy. Pojawił się mężczyzna – treść późniejszego pozwu potwierdziła moje domysły, że był to syn właścicieli Z. Po krótkim rozeznaniu szybko się jednak wycofał, a po chwili przyszła pani Z, współwłaścicielka nieruchomości.
• Zaczynają się oskarżenia Ponownie przeszliśmy wzdłuż wspólnej granicy pana K i państwa Z, wywiązała się też nad podziw grzeczna dyskusja. Oddaję tu honor mojemu zleceniodawcy – jego spokój i niechęć do kłótni skutecznie studziły emocje. W trakcie rozmowy pani Z wspominała m.in. o znaczących naruszeniach posiadania, których jakoby mieli się dopuścić pan K czy jego poprzednicy prawni. Nie komentowałem tych rewelacji, ponieważ na granicy wspólnej działek pana K i państwa Z pierwszy raz byłem po otrzymaniu zlecenia. (...) Równo miesiąc później otrzymałem z Sądu Rejonowego pismo wzywające do odpowiedzi na pozew państwa Z „w sprawie o naruszenie posiadania”. Pozwany zostałem ja i pan K. Sprawa o tyle kuriozalna, bo ani ja, ani pan K nie dokonaliśmy innych czynności na wspólnej granicy państwa Z i pana K oprócz stabilizacji słupkiem betonowym jednego punktu granicznego. Czy to mogło naruszyć posiadanie państwa Z lub też, co ważniejsze, spowodować jakieś nieodwracalne skutki prawne? ...
Pełna treść artykułu w listopadowym wydaniu miesięcznika GEODETA
Redakcja
|