|2021-10-04|
Mapy
Mapa Winlandii to jednak fałszerstwo!
Przez kilka ostatnich dekad uważano, że tzw. mapa Winlandii to pierwsze kartograficzne przedstawienie Nowego Świata. Jednak wyniki badań ogłoszone właśnie przez naukowców z Yale nie pozostawiają wątpliwości – to podróbka i do tego celowa!
fot. Yale University
|
|
Analiza zawartości tytanu na mapie (fot. Yale University)
|
|
|
|
|
Mapa znana pod nazwą „Vinilanda Insula” została upubliczniona dopiero w 1957 roku, kiedy amerykański miłośnik sztuki zakupił ją od szwajcarskiego sprzedawcy po tym, jak kilka dni wcześniej ofertę odrzuciło British Museum. Osiem lat później mapę odkupił Uniwersytet Yale, gdzie znajduje się ona do dzisiaj.
Jej losy przed II wojną światową nadal pozostają tajemnicą. Dotychczas podejrzewano, że „Vinilanda Insula” jest XIV-wieczną kopią mapy świata z XIII wieku. Naniesiono na nią Grenlandię oraz wyspę Winlandię, czyli najprawdopodobniej obszar obecnej Nowej Funlandii. Autentyczność mapy świadczyłaby o tym, że Nowy Świat znany był Europejczykom, a nie tylko Wikingom, przynajmniej 50 lat przed słynną wyprawą Krzysztofa Kolumba.
Opracowanie już od samego początku budziło kontrowersje. O jej fałszerstwie miała świadczyć m.in. zawartość tytanu w atramencie, który stosowany był dopiero od XX wieku. Kolejne dowody to łacińska pisownia niektórych nazw (stosowana dopiero od XVII wieku) oraz fakt, że Grenlandia jest na mapie wyspą (co zostało ostatecznie potwierdzone dopiero na początku XX wieku).
Z drugiej strony autentyczność mapy miało potwierdzać datowanie węglem, które wskazywało, że papier pochodzi z roku około 1440. Obecność tytanu w atramencie tłumaczono zaś tym, że prawdopodobnie pochodzi on z piasku, który w czasach średniowiecza był powszechnie wykorzystywany do suszenia atramentu.
Najnowsze technologie nie pozostawiają wątpliwości
Naukowcy z Yale postanowili raz na zawsze rozwiać wątpliwości narosłe wokół tego opracowania, tym razem stosując jednak technologie, który nie były dostępne podczas poprzednich badań dzieła. Wykorzystując rentgenowską spektroskopię fluorescencyjną (XRF), ponownie przeanalizowano trop tytanu w atramencie. Co istotne, specjaliści z Yale jako pierwsi mogli przebadać całe dzieło, a nie tylko jego fragmenty.
Badania wykazały obecność tytanu na całej powierzchni mapy, a związek ten stosowany jest w atramentach dopiero od lat 20. XX wieku. Jednocześnie stwierdzono jedynie niewielkie ilości żelaza, siarki czy miedzi, które były powszechne w barwnikach średniowiecznych.
Ale naukowcy chcieli również udowodnić, że tytan na mapie nie jest pochodzenia naturalnego, co sugerowały niektóre wcześniejsze badania. W tym celu sięgnięto po skaningowy mikroskop elektronowy. Analiza uzyskanych w ten sposób danych wykazała, że skład tuszu jest bardzo zbliżony do tego, który był produkowany w Norwegii w roku 1923.
– Mapa Winlandii jest fałszywa – powiedział Raymond Clemens, kurator wczesnych książek i rękopisów w Yale’s Beinecke Rare Book & Manuscript Library, gdzie przechowywana jest mapa. – Nie ma tu żadnych uzasadnionych wątpliwości. Nasza nowa analiza powinna położyć kres tej sprawie – podkreśla.
Podróbka i to celowa!
Bodaj najważniejszym wnioskiem z badań jest jednak ustalenie, że sfałszowanie tej mapy było celowe. Świadczy o tym analiza inskrypcji, co do których nie ma wątpliwości, że pochodzą ze średniowiecza. Technologia XRF wykazała, że fragmenty te zostały nadpisane tak, by świadczyły o tym, iż mapa Winlandii była częścią autentycznego dzieła „Speculum Historiale”, wydanego jeszcze przed wyprawą Kolumba.
Warto też wspomnieć, że Uniwersytet w Yale nabył mapę Winlandii jako część dzieła „Hystoria Tartorum” – pochodzącego z XIII wieku zapisu ustnej relacji Benedykta Polaka z jego podróży na dwór chana mongolskiego. I to dzieło zostało poddane badaniu XRF. Analiza wykazała, że również ten dokument został w niektórych miejscach sfałszowany w podobny sposób, a więc atramentem zawierającym tytan.
– Zmienione inskrypcje z pewnością wydają się próbą przekonania ludzi, że mapa została stworzona w tym samym czasie, co „Speculum Historiale” – wyjaśnia Clemens. – To mocny dowód na to, że jest to fałszerstwo, a nie niewinne dzieło osoby trzeciej, które zostało dokooptowane przez kogoś innego. Wciąż nie wiadomo jednak, kto popełnił to oszustwo – mówi.
Jerzy Królikowski
|