|2007-11-04|
Geodezja, Prawo, Ludzie, Instytucje, Kataster
Warszawska geodezja wychodzi na prostą
O pracy stołecznego Biura Geodezji i Katastru mówią: Tomasz Myśliński, geodeta Warszawy i dyrektor BGiK, Dariusz Pręgowski, zastępca dyrektora BGiK ds. mapy zasadniczej, i Maria Cichy, naczelnik Wydziału Geodezji BGiK
Katarzyna Pakuła-Kwiecińska: Kiedy Warszawa doczeka się jednolitego systemu do prowadzenia numerycznej mapy zasadniczej?
Tomasz Myśliński: Jeżeli chodzi o mapę zasadniczą, jesteśmy na etapie wstępnych prac związanych z pozyskiwaniem informacji w postaci cyfrowej. W systemie GeoMap mamy zinformatyzowaną Pragę-Północ, a także niektóre obszary priorytetowe z punktu widzenia organizacji Euro 2012. Nie uważamy tego systemu za docelowy, a jego zastosowanie wynika z tego, że licencje już są i szkoda byłoby ich nie wykorzystywać. Docelowo myślimy o wdrożeniu jednolitego systemu umożliwiającego prowadzenie zintegrowanego zasobu ewidencji gruntów i budynków, a następnie objęcie nim numerycznej mapy zasadniczej miasta. Wdrożenie od razu jednego całościowego systemu byłoby – z powodu pewnych zaszłości historycznych – niewykonalne. Przy takim natłoku inwestycji i takiej liczbie spraw wszystko, co robimy, musimy dokładnie przemyśleć i zmiany wprowadzać bardzo delikatnie, żeby nie wyhamować tych procesów. No i jeszcze do tego dochodzi Euro 2012, które determinuje decydentów, żeby wszystko działało jak należy.
Biuro Geodezji i katastru nie zostanie obwinione, jak nie będzie stadionu na 2012?
T. Myśliński: Nie. Damy radę. Warszawska służba geodezyjna może nie jest tak sprawna, jak byśmy chcieli, ale jest coraz sprawniejsza.
Inwentaryzacja przyłącza trwa w Warszawie 4 miesiące. Jak zmienić prawo, żeby wystarczyły 2 tygodnie?
Dariusz Pręgowski: To nie jest prawda. Taki czas nie jest potrzebny. Musiały być jakieś uwarunkowania oboczne, że to tyle trwało.
T. Myśliński: Robimy wszystko, żeby takich przypadków nie było. Przeprowadzamy regularne kontrole wewnętrzne, podczas których wybieramy wszystkie opracowania z jakiegoś dnia czy z kilku dni i śledzimy cały ich tryb.
Problem polega na tym, że w opisywanym przez nas przypadku (GEODETA 9/2007) wszystko działo się zgodnie z procedurami, a terminy były przez ośrodek dotrzymywane. To te rozbudowane procedury sprawiają, że biedny geodeta wielokrotnie biega wte i wewte.
T. Myśliński: Biedny geodeta... Powiem, jakie zmiany są potrzebne. W każdym ośrodku elementem wyhamowującym są zespoły inspektorów kontroli. Przepisy stanowią, że urzędnik posiadający odpowiednie uprawnienia musi skontrolować pracę geodety, która powinna być wykonana zgodnie z pewnymi zasadami. Skontrolowane opracowanie przejmuje urząd i brakuje regulacji, które nakładałyby na geodetę odpowiedzialność za tę pracę. Uważam, że przyjmowanie materiałów do zasobu powinno odbywać się z automatu, a kontrola powinna być ograniczona do formalnej. Ale musi wiązać się to z zaostrzeniem odpowiedzialności geodety uprawnionego, za to, co zrobił. Takich regulacji do tej pory nikt nie zaproponował. W tych ogólnych, ostatnio przedstawionych założeniach też nic takiego się nie pojawiło. A to jest zasadniczy problem. Co do wspomnianego przypadku, to bardzo chciałbym go wyjaśnić. Zależy nam na tym, żeby tak się nie działo. To nie jest tak, że 300 osób siedzi w biurze i każda chce utrudnić pracę geodecie. Wszyscy jesteśmy geodetami i wskazywanie pewnych słabych punktów po tej drugiej stronie może być bardzo pomocne. Dotyczy to także geodetów uprawnionych, którzy wykonują ciężką pracę, a do tego jeszcze mają te przejścia w ośrodku. Ale niestety, są i tacy wykonawcy, którzy o zmianach przepisów dowiadują się dopiero od inspektora kontroli.
Maria Cichy: O skali problemu świadczy to, że statystyczny operat wraca do poprawy średnio 2,5 raza. Najgorzej jest przy opracowaniach prawnych. Składa się na to wiele przyczyn, na pewno niespójność przepisów, a także działanie inspektora, który nie zawsze za pierwszym razem wszystko wychwyci. Ale generalnie jakość wykonywania prac geodezyjnych bardzo spadła. Dużo jest niedokształconych geodetów, którzy nie orientują się w przepisach.
T. Myśliński: Na to wszystko nakładają się jeszcze problemy lokalowe, dlatego staramy się pilnie pozyskać pomieszczenia.
Nie ma możliwości przeniesienia się do innego budynku?
T. Myśliński: Ta decyzja należy do prezydenta stolicy. Poprzedni prawie ją podjął, ale, niestety, w ostatniej chwili nie podpisał. A już mieliśmy harmonogram przeprowadzek! Problemy lokalowe dotykają nie tylko geodezji, ale całego urzędu, którego jednostki są rozrzucone w ponad 50 miejscach.
[cała rozmowa ukaże się w listopadowym wydaniu GEODETY]
KPK
|