|2018-11-15|
Geodezja, Prawo, Ludzie
Zamierzam walczyć dalej
W listopadowym wydaniu miesięcznika GEODETA rozmawiamy z Barbarą Twardowską, geodetką z Otwocka, w obronie której Ogólnopolski Związek Zawodowy Geodetów zorganizował protest przed otwockim starostwem. Przypomnijmy, że przeszła ona w otwockim PODGiK-u przez swoistą ścieżkę zdrowia, szczęśliwie zakończoną uniewinnieniem przed Odwoławczą Komisją Dyscyplinarną.
DAMIAN CZEKAJ: Jak wyglądała pani pierwsza wizyta w otwockim PODGiK po proteście?
BARBARA TWARDOWSKA: Nieprzyjemności spotkały mnie już w dniu protestu, tj. 8 października. Tego dnia rano byłam w starostwie w Otwocku, żeby kupić materiały do zgłoszenia uzupełniającego, które wcześniej złożyłam w kancelarii. Wystarczyło, że weszłam do pokoju, gdzie obsługiwani są geodeci, a jedna z pracownic PODGiK wykrzyczała mi, że nie będzie mnie obsługiwać, podobnie jak pozostali pracownicy tego ośrodka. Powodem był plakat informujący o proteście, który został umieszczony – za zgodą sekretarza powiatu – na tablicy ogłoszeń starostwa. Powiedziała mi również, że od teraz obsługiwać mnie będzie starosta.
Tego dnia nie wydano mi zamówionych materiałów, więc wróciłam nazajutrz, już po proteście, i poszłam prosto do starosty, aby, zgodnie ze słowami swojej pracownicy, wydał mi materiały. Starosta Mirosław Pszonka jak zwykle nie miał czasu i wysłał ze mną do ośrodka sekretarza powiatu Zbigniewa Raka. Byłam w szoku, kiedy ta sama pracownica, nie zważając na obecność przy okienku interesantów, wykrzyczała to, co dzień wcześniej, dodając, że przyjechali jacyś – i tu padło wulgarne określenie – i kręcili się po ośrodku. Sekretarz powiatu przez dłużą chwilę nie mógł jej uspokoić i uciszyć, a kierownik PODGiK Mieczysław Mazek stał obok i nie reagował. Dopiero po jakimś czasie zostałam obsłużona. Po tamtych zajściach, jak na razie, jestem obsługiwana poprawnie.
W proteście uczestniczyło tylko dwóch geodetów z Otwocka. Ma pani do pozostałych kolegów żal?
Nie mam żalu do nikogo. Jeżeli nie przeszkadza im czekanie od dwóch do trzech miesięcy na odbiór swojej pracy, to niech czekają nawet i dłużej. To jest ich wybór. Myślę, że po prostu nie chcieli narazić się tutejszym urzędnikom. Moja córka, która też jest geodetką, po proteście spotkała moją koleżankę działającą na terenie powiatu otwockiego i dowiedziała się, że koleżanka nie przyszła na protest, bo się bała.
Moim zdaniem wśród geodetów – zarówno tych z Otwocka, jak i z innych miejsc w kraju – nie ma solidarności. Gdyby była, nikt by się nie bał otwarcie mówić o problemach, jakie nas dotykają. Wszyscy geodeci – z wyjątkiem tych „zaprzyjaźnionych” z kierownikiem PODGiK – w rozmowach między sobą narzekają na to, co się dzieje w otwockim starostwie. Jednak gdy trzeba otwarcie zabrać głos, nie ma chętnych.
O jakich problemach mówimy? ...
Pełna treść rozmowy w listopadowym wydaniu miesięcznika GEODETA
Redakcja
|