|2018-03-07|
Geodezja, GIS, Mapy, Instytucje, Kataster
Na UW o problematycznej harmonizacji nazw i granic
Wdrożone na przestrzeni ostatnich lat systemy informatyczne powinny zapewnić harmonizację baz granic administracyjnych oraz nazw geograficznych, a jednak wciąż jest w tym zakresie wiele do poprawy. O tym, jaka jest skala zjawiska, konsekwencje oraz możliwe sposoby rozwiązania problemu, dyskutowano na wczorajszym (6 marca) seminarium na Uniwersytecie Warszawskim.
Spotkanie poprowadził Jerzy Zieliński z Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii. W swoim wystąpieniu skupił się na bazach danych granic i nazw: miejscowości, dla których prowadzona jest odrębna numeracja adresowa (tzw. miejscowości adresowych), obrębów ewidencyjnych, wsi i sołectw. W jego ocenie najkorzystniejszą sytuacją z punktu widzenia obywatela i administracji państwowej powinna być zbliżona liczba tych czterech wydzieleń. A jak jest w praktyce? W skali kraju trudno to stwierdzić. Jerzy Zieliński przeprowadził natomiast stosowną analizę w 32 losowo wybranych gminach (po dwóch w każdym województwie).
Wykazała ona m.in., że w południowej Polsce liczba tych czterech wydzieleń jest do siebie bardzo zbliżona, a północnej części kraju – wręcz przeciwnie. Rekordzistą okazała się gmina Brusy w województwie pomorskim, gdzie istnieją 62 „miejscowości adresowe” (w tym takie, w których znajduje się tylko jeden punkt adresowy), 22 obręby, 38 wsi oraz 21 sołectw. W trakcie analizy stwierdzono również przypadek, gdy dane miejsce miało inną nazwę wsi, obrębu i „miejscowości adresowej”.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele: od niespójnych przepisów prawa, przez zaszłości historyczne (np. PGR-y stanowią na ogół oddzielny obręb, ale już nie wieś), po błędy urzędników. Przykładem tych ostatnich zaprezentowanym podczas seminarium jest gmina Ogrodzieniec, gdzie w jednej ze wsi wraz z dynamicznie rozrastającą się zabudową punkty adresowe „przepłynęły” do sąsiedniej gminy, a to wymusiło zmiany ich granic. W sprawie ciekawe jest również to, że choć zmiana ta powinna obowiązywać od nowego roku, to przez nieuwzględnienie jej w EGiB wciąż nie jest ona widoczna w PRG.
Wspomniane wyżej problemy przynajmniej częściowo powinny rozwiązać wdrażane w ostatnich latach urzędowe systemy informatyczne. W praktyce jest jednak tak, że różnica w liczbie miejscowości zapisanych w bazie TERYT i państwowym rejestrze nazw geograficznych (PRNG) wynosi 1,5 tysiąca (procentowo to około 1%). To jednak nic w porównaniu z ewidencją miejscowości, ulic i adresów (EMUiA), gdzie tych rekordów jest dwa razy mniej! Co gorsza, w skali kraju jest wciąż kilkadziesiąt gmin, które nadal nie prowadzą EMUiA w systemie informatycznym, choć powinny to robić od 2013 r. By nakreślić pełniejszy obraz problemu, wspomnijmy jeszcze o rozbieżnościach w nazewnictwie między EGiB i PRNG (dotyczą ponad tysiąca obiektów) oraz w zapisie danych o miejscowościach w PRNG i BDOT10k.
W ocenie Jerzego Zielińskiego rozwiązanie tego węzła gordyjskiego nie będzie ani łatwe, ani tanie. Należy m.in. rozważyć zmiany w prawie doprecyzowujące np. wyznaczenia granic „miejscowości adresowych”, obrębów czy sołectw. Dziś bowiem przebieg wielu z nich jest jedynie orientacyjny. Doskwiera także brak regulacji dotyczących kryteriów, jakie powinny spełniać miejscowości, aby mogły być prowadzone dla nich odrębne numeracje porządkowe. By zaprowadzić porządek, należałoby także dokonać weryfikacji w skali całego kraju błędnie nadanych punktów adresowych. No i wreszcie trzeba się zastanowić, jak powinny docelowo funkcjonować urzędowe bazy danych granic i nazw, by zagwarantowana była ich referencyjność oraz aktualność. Nad rozwiązaniem w tym zakresie pracuje obecnie Ministerstwo Cyfryzacji, które przygotowuje tzw. Rejestr Punktów Adresowych. Niebagatelne znaczenie dla rozwiązania tego problemu miałby także wyczekiwany od lat kataster z prawdziwego zdarzenia.
Sęk w tym, że realizacja wszystkich tych postulatów wygeneruje spore koszty i niemałe zamieszanie wśród obywateli. Czy warto je zatem wprowadzać? Jak zwrócił uwagę Jerzy Zieliński, wspomniane sytuacje często nie wadzą ani urzędnikom, ani mieszkańcom. Gdy jednak dotyczą intensywnie rozwijających się obszarów, powodują liczne kłopoty – od dostarczania przesyłek, przez załatwianie spraw w urzędzie (np. rejestrację firmy), po błędy w lokalnych uchwałach czy kłopot ze sprawnym dotarciem służb ratunkowych. A z czasem problemy te będą tylko narastać.
Organizatorem seminarium były: Oddział Kartograficzny Polskiego Towarzystwa Geograficznego oraz Zakład Geoinformatyki, Kartografii i Teledetekcji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jerzy Królikowski
|