|2016-10-18|
Geodezja, Firma, Instytucje
Druga strona medalu
Nie brakuje w GEODECIE artykułów, w których wykonawcy utyskują na swoją dolę. Tym razem ja – urzędnik – chciałabym zabrać głos: pisze w październikowym wydaniu miesięcznika Izabela Bonk, geodeta powiatowy w Sławnie.
Dodam, że wiele lat związana byłam z wykonawstwem, stałam więc także z drugiej strony barykady. Tak, barykady, bo czasem mam nieodparte wrażenie, że relacja wykonawca – urzędnik to wieczna wojna.
Wykonawcy wskazują, jak straszną drogę trzeba przejść od zgłoszenia pracy do uzyskania uwierzytelnionego efektu finalnego, jak przepisy ograniczają ich wolność, krępują, inwigilują na każdym kroku, jak są nieżyciowe. Postulują przywrócenie instytucji mierniczego przysięgłego jako zawodu zaufania publicznego, tak szanowanego w czasach minionych, oraz domagają się, by dać im całkowitą swobodę i niezależność w procedurach tak poważnych, jak podział czy rozgraniczenie nieruchomości lub wznowienie granic. Odpowiadając na owe utyskiwania, chcę zwrócić uwagę, że wykonawcy sami sobie zgotowali ten los.
• Geodeta zawód zaufania publicznego Geodeci w wielu przypadkach stracili zaufanie publiczne przez swój brak rzetelności, wznawianie granic bez stosownych dokumentów, ustalanie granic, jak im się żywnie podoba, brak kontroli własnych prac skutkujący błędami, nieszanowanie zleceniodawców, ale także samych siebie oraz kolegów z branży. Niejednokrotnie spotkałam się ze zrozpaczonymi klientami, którzy zapłacili geodecie za wykonanie pracy, a on tej pracy nie skończył, dokumentacji koniecznej do zamknięcia procesu do PZGiK nie przekazał, telefonów od zleceniodawców nie odbierał. Klienci tracą czas, pieniądze, nerwy, a niejednokrotnie nabywców nieruchomości (np. w przypadku podziałów zlecanych w celu zbycia). Kolejna rzecz to nagminne przeciąganie terminów, a następnie tłumaczenie się przed zleceniodawcą, że to urząd tyle przetrzymuje, choć operat do urzędu nawet nie wpłynął. Hmm... urzędnicza codzienność.
• Licencje na materiały z zasobu Może i słuszne jest stwierdzenie, że licencje to tworzenie zbędnej dokumentacji, ale czy ktoś się kiedyś zastanowił, dlaczego te licencje zaczęły funkcjonować? Co sprawiło, że powołano je do życia? Ja się zastanowiłam i odpowiedź nasuwa się jedna: wykonawcy zbyt lekko traktowali informacje pozyskiwane z PZGiK. Nie mieli świadomości, ile szkody może wyrządzić (i niejednokrotnie wyrządziło), udostępnienie osobom postronnym dokumentacji, której nawet nie rozumieją. Licencja otwiera możliwość wyciągnięcia konsekwencji za wykorzystanie materiałów do celów innych niż te, w jakich się je wydało...
Pełna treść artykułu w październikowym wydaniu miesięcznika GEODETA
W październikowym wydaniu GEODETY ponadto m.in.: • O informatyzacji geodezji rozmawiamy z minister cyfryzacji Anną Streżyńską • Czy doczekamy się cyfrowej geodezji? Czyli dyskusja o nowoczesnej geodezji podczas konferencji w Jachrance • Węgielnica czy laser? Raport sprzętowy GEODETY • Co się nie klei w obsłudze dróg i kolei wskazuje Bogdan Grzechnik • Nabycie samoistnego posiadania w drodze dziedziczenia. O sprostowaniu błędnego wpisu w EGiB, część II • Dronem do wypadku, czyli fotogrametria niskiego pułapu w policyjnej inwentaryzacji miejsca zdarzenia • Podział drogi wewnętrznej – przypadek z praktyki sądowej omawia sędzia Magdalena Durzyńska
Redakcja
|