|2016-05-10|
Geodezja, Prawo, Instytucje
Sąd Najwyższy zajął się urzędnikiem geodetą
Sprawa byłego naczelnika wydziału geodezji z lublinieckiego starostwa, który wbrew zakazowi prokuratury wydawał decyzje administracyjne, trafiła aż do Sądu Najwyższego.
fot. Wikipedia/Marcin Białek
|
|
|
|
|
|
Proces relacjonuje portal Wyborcza.pl. Sprawa zaczęła się od tego, gdy prokuratura oskarżyła urzędnika o to, że nie ujawnił prowadzenia działalności gospodarczej. Zarzucono mu również fałszowanie dokumentacji geodezyjnej. Cały mechanizm polegał na tym, że naczelnik rejestrował firmy geodezyjne na matkę i teściową. Zlecenia wykonywał jednak sam, podbijając je pieczęcią znajomego geodety z uprawnieniami, a następnie sam zatwierdzał te prace jako urzędnik starostwa.
Proces, jaki toczył się przed Sądem Najwyższym, jest jednak tylko pośrednio związany z tą sprawą. Jako jedną z sankcji wobec oskarżonego prokuratura zastosowała bowiem zakaz pełnienia funkcji decyzyjnych w starostwie. Mimo to urzędnik przez 10 miesięcy nielegalnie wydał 40 decyzji administracyjnych, dotyczących m.in. wypłat odszkodowań za grunty pod drogi. W rezultacie decyzje te musiały zostać uchylone przez wojewodę, a postępowania należało przeprowadzić od nowa.
Sąd Rejonowy w Lublińcu wprawdzie uznał, że naczelnik nie powinien był wydawać tych decyzji, to jednak oskarżonego uniewinnił. W uzasadnieniu wyjaśniono, że nie dowiedziono, aby urzędnik godził się, iż popełnia przestępstwo i przekracza uprawnienia poprzez umyślne działanie. Ten sam wyrok został utrzymany przez Sąd Okręgowy w Częstochowie. Sąd Najwyższy był jednak innego zdania i uchylił wcześniejszy wyrok oraz nakazał przeprowadzenie procesu lublinieckiego naczelnika do nowa.
JK
|