|2013-02-14|
Geodezja, Prawo
W rytm standardów
W lutowym wydaniu GEODETY wykonawcy geodezyjni wypowiadajÄ… siÄ™ nt. rozporzÄ…dzenia ws. standardów technicznych. – Nie spotkaÅ‚em siÄ™ jeszcze z pozytywnÄ… opiniÄ… o rozporzÄ…dzeniu – mówi jeden z nich.
Jeśli na 87 paragrafów rozporządzenia o standardach mamy grubo ponad sto odwołań do innych paragrafów, to czytanie tego aktu ze zrozumieniem jest udręką nawet dla prawnika. Tak musiała się skończyć próba karkołomnej zamiany instrukcji stricte technicznej w akt prawny. Zamiast zrobić kilka tabelek, usiłowano geodezyjną rzeczywistość opisać słowami. W pierwszej wersji rozporządzenie liczyło 250 stron! Prawnicy pogonili więc autorów (same tuzy polskiej geodezji). Już wtedy trzeba było stanąć okoniem i powiedzieć: stop! Ale kto to miał zrobić? Za bramkami do wykrywania metali jest inny świat, inne problemy i priorytety.
(...)
Nie ma wątpliwości, że góra straciła kontakt z Ziemią. Wystarczy posłuchać, co mówią ci, którzy skutki działania rozporządzenia o standardach muszą codziennie przekładać na swoje być albo nie być, tyrając na budowach i po polach.
Pan P.: Nie spotkałem się jeszcze z pozytywną opinią o rozporządzeniu ws. standardów. Miało ujednolicić działanie wykonawstwa i administracji, a okazało się, że jest odwrotnie.
Pan J.: Nic się nie zmieniło na lepsze przy okazji nowych standardów. Za to jest masa papierów do wypełnienia i wydrukowania. Przy drobnych robotach nawet kilka razy więcej niż wcześniej. Najśmieszniejsze jest to, że połowę tych kartek z operatu oddają nam przy odbieraniu roboty.
Pan C.: GUGiK bez zastanowienia wprowadził te przepisy. Jak robisz pan inwentaryzację przyłącza, to musisz zmierzyć czołówkę do tego przyłącza. Jak się okaże, że narożnik budynku różni się o ponad 15 cm od tego, co jest na mapie, to musisz pan robić korektę w ewidencji. Czyli inwestor każe geodecie pomierzyć przyłącze, a płaci za przyłącze i za naprawianie byków w ewidencji. Czy to jest uczciwe?
Pan P.: ARiMR na potęgę kupuje GPS-y z górnej półki, GDDKiA i jej terenowe oddziały także, podobnie jest w innych instytucjach. Wszystko to sprowadza się do ograniczenia roli firm geodezyjnych. Zamiast w przepisach sporządzić katalog prac geodezyjnych, który zabezpieczyłby rynek pracy dla wykonawców, my idziemy w drugą stronę. Czyli żeby te prace jeszcze bardziej uszczegółowić, żeby się bezsensownie grzebać w milimetrach, żeby jeszcze bardziej dać geodetom w kość. A wszyscy inni, którzy nie potrzebują zgłaszać robót do zasobu, są do przodu.
Pan D.: Ludzie, którzy pisali rozporządzenie o standardach, są oderwani od rzeczywistości, nie wiedzą, jak to wszystko wygląda na dole.
Pan J.: Wszyscy biorÄ… na przeczekanie. NajwiÄ™kszy ból majÄ… pewnie ci, co pracujÄ… w oÅ›rodku. I – jak to ludzie – jedni widzÄ…, że absurd goni absurd, i przymykajÄ… oko, inni, bardziej drobiazgowi, wypunktujÄ… ciÄ™ w protokole kontroli.
Pan B.: Jak to widzę? Jest zero zaufania do geodety wykonawcy i zero zaufania do baz, jakie ośrodki mają u siebie. Ale czy to moja wina, że kiedyś była inna technologia, że nie było kontroli, że w bazach jest groch z kapustą? W ośrodku za miedzą robili ewidencję z mapy 1:5000! Czy ktoś sięgał do operatów wyjściowych ze współrzędnymi? A gdzież tam. A budynki jak zrobili? Polecieli z rastrów. Byle szybko, byle tanio...
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu GEODETY
Jerzy Przywara
|