Katarzyna Pakuła-Kwiecińska
Józef Kalisz 20 lat później
Informacja o śmierci Józefa Kalisza, byłego głównego geodety kraju, przypomniała mi, że pierwszy wywiad, który ukazał się na łamach GEODETY, przeprowadziliśmy właśnie z nim.
Rozmowa ukazała się w trzecim numerze miesięcznika wydanym w sierpniu 1995 r. Nieskromnie dodam, że był to również mój pierwszy wywiad w życiu. Tytuł daliśmy mocno na wyrost: „Ranga geodety rośnie”.
Jako wsparcie wzięłam na tę rozmowę fotografa amatora i zaprzyjaźnionego dziennikarza prasowego. Z dziennikarzem spotkałam się godzinę wcześniej, żeby omówić tematy, które mieliśmy poruszyć w wywiadzie. Po przejrzeniu mojej listy pytań, stwierdził, że on nie ma tu nic do roboty, bo sama doskonale sobie poradzę, i zostawił mnie z całym tym pasztetem. Byłam przerażona, ale zdeterminowana. Z moim obecnym doświadczeniem całą tę rozmowę przeprowadziłabym, oczywiście, inaczej. Ale i tak uważam, że znalazło się w niej kilka elementów, do których warto wrócić ze względu na koloryt tamtych czasów i długą drogę, jaką przeszliśmy przez tych blisko 20 lat. Zobaczmy, jak sprawdziły się przewidywania Józefa Kalisza.
latem 1995 r. prowadzono w kraju przygotowania do reorganizacji tzw. centrum gospodarczego, która zyskała już akceptację rządu. Przymierzano się do utworzenia Głównego (lub Centralnego) Urzędu Katastru, Geodezji i Kartografii na wzór Urzędu Nadzoru Budowlanego. „Mamy już przygotowany projekt ustawy o państwowej służbie geodezyjnej. Trwają prace zespołu pod przewodnictwem wicepremiera Kołodki nad uporządkowaniem podatku od nieruchomości” – powiedział Kalisz. Jak wiemy, urząd rzeczywiście powstał, ale bez katastru w nazwie, a kataster i podatek katastralny stały się wkrótce w kręgach politycznych pojęciami skazanymi na banicję.
„Musi dojść do consensusu między dwoma ministrami, którzy dzisiaj odpowiadają za geodezję, tj. ministrem rolnictwa i ministrem gospodarki przestrzennej. Po reorganizacji centrum geodezja musi być w gestii jednego resoru lub w gestii premiera”. Okazało się, że musi, to tylko na Rusi, a w Polsce – jak kto chce.
„Związek Pracodawców porusza temat nie tylko wojewódzkich biur, ale również środowisk i instytutów naukowych. Jedno jest pewne, nie mogą to być podmioty działające na zasadzie konkurencji dla jednostek funkcjonujących na ogólnych zasadach rynkowych”. Jaki dzisiaj koń jest, każdy widzi...
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu GEODETY
powrót
|