Jerzy Przywara
Największa armia w Europie (cz. II)
W połowie czerwca 2000 roku wydano w Polsce uprawnienia geodezyjne o numerze 18 000, natomiast osób, które je uzyskały, było „ledwie” 17 470. Gdyby półtysięczna luka w numeracji była jedynym mankamentem, można by powiedzieć, że to wypadek przy pracy. Bałagan w numeracji spowodowany przez komisje ds. nadawania uprawnień, jest jednak niczym w porównaniu z problemem jakości i liczby „wyprodukowanych” geodetów uprawnionych. Jest to chyba wystarczający powód, by zamiast wprowadzania kosmetycznych poprawek (nowe rozporządzenie o nadawaniu uprawnień na s. 69) zrobić z tym gruntowny porządek.
Zaraz po II wojnie Nowe ludowe państwo wzięło nasze zawodowe sprawy w swoje ręce, kiedy trwały jeszcze działania zbrojne, a do końca wojny było ponad pół roku. Według artykułu 1 Dekretu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z 7 października 1944 r. do realizacji reformy rolnej mobilizacji podlegały wszystkie „siły miernicze” (wraz z przyrządami pomiarowymi), które nie ukończyły 60. roku życia. Siłami mierniczymi byli: inżynierowie mierniczy, mierniczy przysięgli, mierniczy, praktykanci i absolwenci szkół mierniczych. Kto nie podporządkował się mobilizacji, ryzykował 2 lata więzienia, a dodatkowo utratę prawa wykonywania zawodu na 5 lat. Któryż to już raz w dziejach Polski reforma rolna powodowała „mobilizację” naszych sił? Tym razem jednak język, jakim zwracano się do środowiska, był jakby z innej bajki i towarzyszył on nam będzie przez kilkadziesiąt kolejnych lat. Godne uwagi jest to, że w dekrecie mówi się o mierniczych przysięgłych. Następny raz pojawią się oni w dokumencie tej rangi w 1952 r. To, czego w międzywojennej Polsce nie udało się zrobić przez dwadzieścia lat – utworzyć centralnego organu geodezyjno-kartograficznego – młoda socjalistyczna władza dokonała w kilka miesięcy. W kolejnym dekrecie (z 30 marca 1945 r.) powołano do życia Główny Urząd Pomiarów Kraju, który miał centralnie planować, kierować, w dużej mierze wykonywać i dodatkowo kontrolować zadania w zakresie geodezji i kartografii. Tym samym dekretem powołano Geodezyjny Instytut Naukowo-Badawczy (dzisiaj IGiK) oraz Państwową Radę Mierniczą. Od razu też przystąpiono do policzenia ludzi, którzy mogliby te zadania realizować. Okazało się, że 1 grudnia 1945 r. zarejestrowanych było w Polsce: - 107 inżynierów mierniczych przysięgłych, - 245 mierniczych przysięgłych, - 164 inżynierów mierniczych, - 403 mierniczych, - 317 techników mierniczych, - 157 kreślarzy, - 205 osób pomocniczych. Razem zaledwie 1598 osób. O ponad połowę mniej aniżeli tuż przed wybuchem wojny. Mniej o tych, którzy w sześcioletniej zawierusze polegli, zmarli, wyemigrowali, zmienili zawód – wszystko razem. W kraju zniszczonym i spustoszonym, właśnie podejmującym największy chyba w historii wysiłek odbudowy, brakowało ludzi, od których rozpoczyna się wznoszenie czegokolwiek.
Pełna treść artykułu w styczniowym wydaniu GEODETY
powrót
|
REKLAMA |
|
|