Ewakuacja do Lwowa
4 września 1939 r. pełniący obowiązki szefa WIG ppłk Jerzy Lewakowski otrzymał rozkaz ewakuacji instytutu do Lwowa. Z kolei z jego rozkazu o zakończeniu ewakuacji WIG z 6 września 1939 r.19 dowiadujemy się: W wyniku zarządzeń Pana Ministra i Szefa Sztabu ewakuację rozpocząłem o godzinie 24 z 4 na 5 bm. wysyłając drogą kołową do Lwowa pierwszy oddział Służby Geograficznej armii. Tegoż dnia w godzinach rannych odszedł transport matryc i ważniejszych materiałów wraz z kwatermistrzostwem WIG w kierunku Lwowa. Również między godz. 4 a 6 ewakuowani zostali oficerowie nie pełniący specjalnych funkcji i rodziny również w kierunku Lwowa. Pozostałe oddziały, będące w trakcie mobilizacji, ze względu na niekompletne środki lokomocji, zostały zamienione na kompanie służby geograficznej. Kompanie te zostały ewakuowane również w kierunku Lwowa. Część pracowników, która pozostaje w WIG, winna pracować na swych stanowiskach, starając się zapobiec wszelkim uszkodzeniom urządzeń i zasobów materiałowych WIG. Troskę o całość gmachu i pozostawionych urządzeń oraz magazynów, pracę nad inwentarzem i prowadzeniem agend czasowych przeniesionego WIG powierzam komisji administracyjnej w składzie: Twardowski Stanisław – przewodniczący, Zaprzalski Alfons, Duda Jan.
|
Mjr Jerzy Skrzywan, komendant drugiego transportu kolejowego WIG z Warszawy do Lwowa, zginął w Katyniu, zdjęcie z 1924 r. |
Kpt. Piotr Zwierzyński tak ocenia przebieg akcji20: Ewakuacja tak wielkiej instytucji jak WIG, bez planu i uprzedniego przygotowania, w krótkim terminie była niezwykle trudna. Sama składnica map zajmowała duży pięciopiętrowy budynek. Magazyny instrumentalne, materiałowe, centrala zdjęć lotniczych wypełniona kliszami, archiwum matryc map – zajmowały powierzchnię kilku tysięcy metrów kwadratowych. Większość materiałów nie została jeszcze rozdzielona między mobilizujące się oddziały. Teraz dopiero okazało się, jak słuszne były żądania WIG, by zdecentralizować i rozmieścić w terenie składnice map, stworzyć wtórne archiwum matryc oraz zorganizować zakład dla produkcji map w miejscu odległym od granicy.
Ewakuacja WIG do Lwowa odbywała się transportem kolejowym i samochodowym. Transport samochodowy składający się z 60 pojazdów (w trzech rzutach) wyruszył z Warszawy 5 i 6 września i z umiarkowanymi stratami (nie dojechało 10 samochodów) dotarł 8 września do Lwowa. Kpt. Bronisław Dzikiewicz21 wspomina ten okres: Od 1938 r. do wybuchu wojny pracowałem przy zakładaniu sieci triangulacyjnej na Śląsku Cieszyńskim i Zaolziu. Dwudziestego dziewiątego sierpnia 1939 r. otrzymałem rozkaz likwidacji grupy i powrotu do Warszawy. Pierwszego września rano pojechałem do Milanówka, gdzie przebywała moja rodzina u matki mojej żony. Gdy żegnałem się z bliskimi, nie przypuszczałem, że do rodziny powrócę dopiero za osiem lat. Błyskawiczny przebieg wojny spowodował, że już czwartego dnia rozpoczęto ewakuację WIG do Lwowa. Wyjechałem z Warszawy szóstego września, w trzecim, ostatnim rzucie. Kolumna samochodowa w drodze rozbiła się na małe grupy, ale szczęśliwie dojechaliśmy do Lwowa, zmieniając się przy kierownicy.
W kierunku Lwowa odeszły z WIG także dwa transporty kolejowe. W sprawie pierwszego transportu kpt. Piotr Zwierzyński zeznaje22: 3 września około północy otrzymałem od ppłk Lewakowskiego rozkaz zniszczenia wszystkich dokumentów Samodzielnego Referatu Organizacyjno-Mobilizacyjnego, zabrania ewidencji oficerów i szeregowych oraz wyjechania transportem kolejowym do Lwowa. 4 września o godz. 2 rozkaz wykonałem, tzn. spaliłem osobiście wszystkie dokumenty i pomogłem pakować dokumenty znajdujące się w adiutanturze. O godz. 5 rano wyjechałem transportem, który prowadził mjr Jan Okupski. W ciągu dnia transport dojechał przez Siedlce, Łuków do Terespola. W czasie drogi był kilkakrotnie bombardowany, lecz bez uszkodzenia i strat doszedł na miejsce. 5 września rano transport przybył do Brześcia i popołudniu wyruszył na Kowel. 6 września rano transport przybył do Kowla, wieczorem do Włodzimierza Woł. [Wołyńskiego – red.] 7 września przybyłem z tym transportem do Lwowa i zameldowałem się u ppłk Herfurta zastępującego szefa WSG (Wojskowej Służby Geograficznej). W międzyczasie przybył do Lwowa transport samochodowy.
|
Legitymacja ppłk. Tadeusza Herfurta, szefa Samodzielnego Referatu Fotogrametrycznego WIG w obozie internowania na Węgrzech (Eger), 1941 r. |
Drugi transport, składający się z 56 wagonów, wyruszył z Warszawy 6 września wieczorem, a wkrótce potem utknął w wielkim zatorze kolejowym między stacjami Mrozy a Siedlce23. Komendantem transportu był mjr Jerzy Skrzywan, później zamordowany w Katyniu. We wspomnieniach kpt. Zygmunta Hermana znajduje się następująca informacja o tym oficerze: Po kilkunastu kilometrach jazdy od Warszawy, na alarm lotniczy, wyskoczyliśmy z wagonów do stacyjnych schronów. Mjr. Skrzywan po odwołaniu alarmu lotniczego do wagonów nie wrócił. Pozostał, aby wrócić do Warszawy i pożegnać się z żoną. Ta informacja wydaje się jednak mało wiarygodna, gdyż kpt. Z. Herman jechał w pierwszym transporcie kolejowym, którego komendantem był mjr Jan Okupski.
Drugi transport kolejowy nigdy do Lwowa nie dotarł. Transport ten ruszył z początku w kierunku na Radom, został jednak zawrócony i o świcie 8 września przejechał przez dworzec kolejowy na Okęciu i zatrzymał się na bocznicy kolejowej. O godzinie 11 ruszył w kierunku Warszawy, przejechał przez dworzec główny, tunel pod Alejami Jerozolimskimi, most kolejowy i zatrzymano go poza dworcem wschodnim na bocznicy wśród licznych transportów ewakuacyjnych, następnie został skierowany w kierunku Siedlec. Bombardowanie niemieckiego lotnictwa spowodowało, że transport ten 9 września utknął pod Siedlcami i zaczął się palić. Większość przewożonych dokumentów i sprzętu uległo zniszczeniu. Z zeznań ludności miejscowej wynika, że blachę aluminiową, na którą były naklejone oryginały polowe i kartograficzne, zużyto na pokrywanie dachów24.
|
Kpt. Zygmunt Herman, zdjęcie z 1937 r. |
Dowódca OK I gen. Trojanowski meldował naczelnemu wodzowi: Wydałem rozkaz zatrzymania transportu WIG oraz stworzenia ze zbędnych ludzi baonu w sile około 700 szereg [szeregowych – red.], pozostawiając do osłony transportu oddział w sile 150 szereg. Baon WIG oddałem do dyspozycji dcy O.Z. (oddział zbiorczy) 9 Dywizja Piechoty25. Ze wspomnień oficerów jadących w transporcie wynika, że już 9 września ppłk Jerzy Lewakowski wydał rozkaz opuszczenia transportu i rozpoczęcia marszu do Lwowa. Przy rozbitym przez lotnictwo transporcie nakazał pozostawić do ochrony pluton pod dowództwem kpt. Jerzego Buchalczyka. 10 września kolumna piesza przeszła przez Siedlce i wyszła na szosę do Łukowa i Radzynia. Tam dopiero nawiązano kontakt z gen. Trojanowskim i po uzgodnieniu z nim postanowiono skierować żołnierzy rezerwistów do batalionu etapowego, a przedwojenny personel instytutu pod dowództwem mjr. Skrzywana wysłać do Lwowa. Początkowo marsz odbywał się dniem, ale z uwagi na naloty zdecydowano kontynuować go nocą. 11 września podczas odprawy ppłk Lewakowski wydał rozkaz indywidualnego przedzierania się do Lwowa. Po dojściu do Radzynia Podlaskiego (12 września) na polecenie żandarmerii wojskowej większa kolumna WIG skierowała się nie na Lublin (gdzie było bliżej), ale na Włodawę. 17 września kilku oficerów WIG z żołnierzami (m.in. kpt. Kazimierz Engwert, kpt. Piotr Mohortyński) przybyło do Kowla. 21 września koło Równego grupa ta razem ze sztabem gen. Dąb-Biernackiego dostała się do niewoli sowieckiej.
Kpt. Piotr Mohortyński wspomina to zdarzenie: Sowieckie kolumny czołgów były w marszu na Lwów i dowódcy poszczególnych oddziałów nie wiedzieli co zrobić z nami. Maszerowaliśmy na przełaj przez pole, po godzinie marszu zatrzymano nas w szczerym polu i dowódca tego oddziału powiedział, że dopiero jutro rano będziemy wolni i będziemy mogli iść, gdzie nam się podoba, byle nie do Lwowa. Przed południem 21 września doszliśmy do Radziechowa, miasto było przepełnione wojskiem, rozbitkami z różnych oddziałów i straży granicznej. Podbiegł do nas woźny naszego Instytutu, przywitał nas i powiedział, że organizuje się tutaj batalion straży granicznej pod dowództwem mjr Orlińskiego. Major zamierzał wyjść z batalionem tylko z okolic zagrożonych przez Ukraińców, po czym rozproszyć się. Tegoż dnia była odprawa oficerów w sali miejscowego Sokoła, odprawę prowadził pułkownik Straży Granicznej przybyły do Radziechowa. Oznajmił na odprawie, że gen. Trojanowski odleciał samolotem do Rumunii, przed odlotem pertraktował z sowieckim generałem i ustalił, że oddziały polskie, znajdujące się w Radziechowie mają przejść jutro rano do wsi Toporów, odległej o 7 km i tam złożyć broń. Wśród oficerów wywiązała się dyskusja „czy składać broń, czy rozproszyć się nie składając broni”. 22 września, gdy jeszcze było ciemno, obaj oficerowie (Mohortyński i Engwert) zdecydowali nie pójść do niewoli, sprawili sobie ubrania cywilne i postanowili dostać się do Równego. W kilka dni później w gromadach żołnierzy wracających z zajętego przez Sowietów Lwowa kpt. Mohortyński spostrzegł kolegę z WIG kpt. J. Goślinowskiego, który swoją rodzinę wysłał do Hanczewa, zgodził się zostać z nami, kupił ubranie cywilne, a wóz i konia podarował żołnierzowi. W Radziechowie spotkaliśmy też kpt. F. Wasilewskiego, który zamierzał pozostać w tym mieście.
W następnych dniach września oficerowie ci dostali się pociągiem do Wilna. W październiku 1939 r. kpt. Engwert powrócił do Warszawy, natomiast kpt. Mohortyński z Wilna przedostał się do Kowna, następnie do Rygi, samolotem do Sztokholmu i dalej przez Londyn, 31 grudnia 1939 r. dotarł do Paryża.
Por. rez. Władysław Raczyński, który też był w tym transporcie, tak wspomina26: Na rozkaz ppłk Lewakowskiego opuściliśmy pociąg i po rozczłonkowaniu na kompanie, plutony i drużyny skierowaliśmy się w Lasy Łukowskie. Po wielu utarczkach i po gubieniu się w lasach dostaliśmy się w okolice Brześcia nad Bugiem, gdzie przez zaskoczenie zostaliśmy okrążeni i wzięci do niewoli. Wieźli do Katynia, mnie i dwunastu innych oficerów. Przetrzymywali nas w jakiejś stodole. Pomógł mi tamtejszy gospodarz. Dał mi zwykłe ubranie. I tak udało mi się uniknąć niewoli.
Oddziały pomiarów wojennych
Inaczej potoczyły się losy oficerów i żołnierzy, z których utworzono podczas mobilizacji oddziały pomiarów wojennych. Z uwagi na niekorzystny rozwój sytuacji na froncie żadne dowództwo armii nie zgodziło się na ich przyjęcie; przebywały one w Warszawie. We wspomnieniach ppłk. Mieczysława Szumańskiego znajdujemy zapis: Do 5 września zorganizowano trzy oddziały, dowódcami ich byli ppłk Mieczysław Szumański, ppłk Władysław Leśniak, ppłk Stefan Gąsiewicz. Dopiero 5 września gen. Piskor zażądał przybycia przewidzianego dla tej armii oddziału, pozostałe oddziały podobnie jak WIG ewakuowały się do Lwowa i nie były wykorzystane27.
|
Ppłk Mieczysław Szumański, dowódca pierwszego Oddziału Pomiarów Wojennych, podczas wojny szef Służby Geograficznej AK, zdjęcie z 1936 r. |
Oddział Pomiarów Wojennych pod dowództwem ppłk. Mieczysława Szumańskiego, skierowany do sztabu gen. Tadeusza Piskora, 5 września wieczorem przybył do Lublina, noc spędził w folwarku we wsi Niemce. Następnego dnia oddział zameldował się w sztabie Armii „Lublin” i otrzymał zadanie dostarczenia na rejon działań armii map w skali 1:100 000, 1:300 000 i 1:500 000 oraz wydzielenia dwóch oficerów do prac sztabowych. Oddział liczył 120 żołnierzy, w tym 12 oficerów28, oraz 5 samochodów ciężarowych i 4 osobowe. Wspomina por. Bazyli Dowhyluk29: Oddział ten nie miał zasadniczo pola do pracy w ówczesnej wojnie ruchowej, więc podpułkownik Szumański dołączył go do Sztabu Armii „Lublin” generała Piskora. W sztabie pracowałem jako jeden z oficerów operacyjnych. Potrzebne mapy dostarczono dla tej armii ze składnicy lubelskiej i dęblińskiej. W następnych dniach oddział poruszał się za sztabem armii, a 17 września znalazł się w Kowlu, gdzie zaopatrzył się w mapy w tamtejszej składnicy map. Wydarzenia z nocy 18 września relacjonuje ppłk Mieczysław Szumański30: Podszedł do mnie Generał (T. Piskor31) i dał mi rozkaz, by Oddział Pomiarowy torował drogę sztabowi armii. Oddział wyruszył koło północy, niebawem został zaatakowany, a następnie rozbity przez rosyjski oddział konny, polegli m.in.: kpt. Jan Andrzejewski, kpt. Jan Chruściel, kpt. Zygmunt Gąsiorowski i kpt. Leopold Reiff, ciężko rannym został kpt. Bolesław Tuora32.
Kpt. Zygmunt Herman opisuje moment rozbicia oddziału: W Brzeżanach nasza kolumna zatrzymała się na skraju drogi w kierunku na Podhaje. Ppłk Szumański wydaje mi rozkaz odjazdu. Po przejechaniu kilku kilometrów padły w naszym kierunku strzały i wybuchały granaty. Jeden żołnierz spadł z samochodu do rowu. Jedziemy dalej na przyćmionych światłach. Noc ciemna. Nagle posypały się na nas z przodu pociski karabinowe. Ujrzeliśmy konny oddział sowieckich żołnierzy. Lejtnant sowiecki skierował we mnie pistolet i wezwał „ręce do góry”, a następnie dokonał rewizji osobistej, zabierając mi pistolet i mapę. Następnie wezwał do mnie sanitariusza, aby zrobił mi opatrunek ucha i głowy. Kula karabinowa trafiła mnie w koniec górnego prawego ucha, ślizgnęła się po czaszce i przecięła mi skórę, krew dość obficie spływała na mój płaszcz. Trzech naszych szeregowych ciężko rannych na noszach odwieziono do wsi. Z dokumentów wynika, że trzej inni oficerowie, którzy dostali się do niewoli sowieckiej, później zostali zamordowani w Katyniu.
Ocaleni oficerowie i żołnierze rezerwy z tego oddziału przedzierali się nocą w kierunku granicy węgierskiej, by przekroczyć ją 28 września. Por. Bazyli Dowhyluk wspomina: w nocy z 17 na 18 września oddział nasz został rozbity pod Brzeżanami, utracił wszystkie samochody, większość żołnierzy i oficerów. Pięciu niedobitków: ppłk Szumański, kpt. Świderski, kpt. Nowakowski, kapral – kierowca jednego z wozów i ja (por. B. Dowhyluk) udaliśmy się na piechotę do granicy węgierskiej, którą przekroczyliśmy 25 września. Na Węgrzech przebywałem w obozie internowanych Nagykanizsan, skąd uciekłem w marcu 1940 r. do Budapesztu, stamtąd w grupie tajnie zorganizowanej do granicy jugosłowiańskiej.
Kpt. Zygmunt Herman podaje szczegóły dotyczące losów żołnierzy z oddziału pomiarów wojennych: Na drugi dzień po moim przybyciu do Podhajec przyprowadzono kolumnę około dwóch tysięcy wojskowych z Brzeżan. Z naszego oddziału spotkałem por. Bobrowskiego, por. Kerta, por. Gąsiorowskiego i kreślarza Nowakowskiego. Od nich dowiedziałem się, że koło Brzeżan zostali zabici kpt. Jan Andrzejewski, kpt. Jan Chruściel, który spalił się z samochodem, kpt. Józef Kamiński został ranny, a zaginął kpt. Leopold Reiff, inni skierowali się na Węgry.
Składnice map i gmach WIG
Nie jest do końca pewne, czy przed wrześniem 1939 r. wszystkie składnice polowe były zorganizowane i miały ustalone zasady działania. Potwierdzają to sprawozdania kierowników dwóch składnic. Kpt. Marian Wondraczk, kierownik składnicy mobilnej przy DOK I (Dowództwo Okręgu Korpusu I – Warszawa), pisze tak33: Składnica funkcjonowała w pałacu Mostowskich do 7 września 1939 r. Rano 7 września na rozkaz ND [naczelnego dowództwa – red.] zapakowano 60 skrzyń i przewieziono na Saską Kępę i zaczęto zaopatrywać zgłaszające się oddziały. Wydawano mapy okolic Warszawy i rejony na południe od Warszawy – arkuszy samej Warszawy zabrakło, to nie świadczy, żeby zabrakło tego arkusza w centralnej składnicy WIG, a świadczy tylko o wielkości ruchu. 8 września przewieziono składnicę na ul. Rakowiecką, gdzie równocześnie przewieziono resztę map ze składnicy przy DOK I. W dniu 9 września na rozkaz ND przewieziono mapy w skrzyniach do Lublina, do DOK II, a 10 września przewieziono składnicę do Lwowa, gdzie zaczęto kompletować mapy na określone rejony. W dniu 13 września wydzielono jedno auto z mapami i skierowano do Włodzimierza Wołyńskiego do płk Mareckiego, któremu wydano mapy w skali 1:300 000, następnie składnica otrzymała rozkaz wydania map okolic Warszawy. Mapy zostały wybrane i przewiezione autem gen. Kopańskiego na lotnisko (Krasiczyn) i samolotem odesłane do Warszawy. Resztę składnicy przewieziono autem do Rumunii do Dolnej Vatry; było tego 40-50 skrzyń (każda po 4000 sztuk map).
|
Oficerowie WP w Oflagu XII A w Murnau, drugi od prawej (siedzący) oficer geograf kpt. Bronisław Słupeczański |
Natomiast w sprawozdaniu kpt. Antoniego Piesowicza (kierownika składnicy map przy DOK II)34 czytamy: Do Warszawy przybyłem w dniu 4 września w godzinach rannych i po zdaniu prac topograficznych i instrumentów otrzymałem rozkaz natychmiastowego wyjazdu do DOK II Lublin, celem zorganizowania w Lublinie Polowej Składnicy Map. Z powodu bombardowań stacji kolejowych i unieruchomienia ruchu pociągów przybyłem do Lublina dopiero 8 września 1939 r., zameldowałem się w komendzie miasta i otrzymałem lokal na uruchomienie składnicy. W tym czasie dowiedziałem się o ewakuacji WIG do Lwowa. Z Lublina wyjechałem do Lwowa samochodem, gdzie przybyłem 10 września. Do Lublina już nie wróciłem.
W gmachu WIG, po ewakuacji, pozostała większość sprzętu poligraficznego, znaczny zapas map, materiały źródłowe oraz biblioteka. Pieczę nad pozostałym majątkiem sprawowali pracownicy cywilni. Z relacji świadków wynika, że ogólny nadzór nad tym mieniem miał kpt. Bronisław Słupeczański. Zadaniem pozostających w gmachu pracowników była głównie jego ochrona. Jednocześnie przez całą kampanię wrześniową w budynku WIG wydawano mapy dla walczących wojsk. Na przykład 12 września komplet map odebrał kpt. Gil ze Sztabu Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Władysława Andersa. Zaopatrywano również oddziały biorące udział w obronie Warszawy.
Po wkroczeniu Niemców do Warszawy budynek WIG został zajęty przez władze niemieckie. Niemcy przy pomocy oficerów WIG sympatyzujących z nimi (ppłk. Hugona Königa, ppłk. Karola Wollena, mjr. Jana Rödera, kpt. Maksymiliana Müllera i kpt. Artura Blanka35) uporządkowali pozostałe materiały kartograficzne, naprawili sprzęt poligraficzny, sprowadzili dwie nowe maszyny offsetowe i rozpoczęli druk map na potrzeby Wehrmachtu. Oficerowie WIG, którzy pozostali w gmachu, a nie opowiedzieli się po stronie niemieckiej, zostali wywiezieni do obozów jenieckich.
|