|2020-02-06|
Geodezja
Gehenna rozgraniczeniowa
W całej Polsce są dziesiątki tysięcy spraw granicznych ciągnących się latami. Nie skłania to jednak naszych władz do zajęcia się problemem. Chyba mało kogo obchodzą koszty ponoszone przez kłócące się strony, samorządy, Skarb Państwa i sądy. Nie mówiąc o kosztach społecznych. W lutowym wydaniu miesięcznika GEODETA Bogdan Grzechnik na przykładzie jednej z takich spraw pokazuje, jak usprawnić pracę geodety i nie generować kłopotów dla właścicieli nieruchomości.
|
Fragment protokołu granicznego spisanego w 1974 r. przy podziale działki
|
|
|
|
|
Na temat problemów granicznych pisałem już w GEODECIE wielokrotnie. Opublikowałem między innymi cykl artykułów o rozgraniczaniu nieruchomości przed sądem i o biegłych sądowych. Jednak kolejne ekspertyzy i opinie, o które zwracają się do mnie zdezorientowani właściciele, skłaniają do ponownego podjęcia tego tematu.
Wiadomo, że spory graniczne zawsze były, są i będą. Na zadziornego i kłótliwego sąsiada trudno znaleźć lekarstwo. Ale sytuacja nie jest normalna, jeśli spory te błędami urzędowymi sami wywołujemy. Przyczynia się do tego bardzo często źle założona ewidencja gruntów z błędnymi granicami działek i lekceważenie faktu, że kodeks cywilny definiuje nieruchomość, która posiada jednoznaczne granice prawne.
Mimo niedoskonałych przepisów dotyczących rozgraniczania nieruchomości (chociaż trzeba obiektywnie przyznać, że nie są one takie całkiem złe), wiele sporów można rozstrzygnąć i zlikwidować w zarodku, ale trzeba się na tym znać. Co może wiedzieć na ten temat wójt gminy, który wszczyna postępowanie, wydaje decyzje rozgraniczeniowe czy przekazuje sprawy do sądu? W wielu gminach nie ma nawet geodety, a jeśli jest, to zwykle ze skromną praktyką terenową. Geodeta uprawniony z zakresu 2 (rozgraniczanie i podziały nieruchomości) jest najczęściej dobrym fachowcem, ale, niestety, kilka procent tych słabszych potęguje, a nawet wzbudza spory, zamiast je łagodzić lub likwidować.
W następnej kolejności mamy sądy i biegłych sądowych. Od sędziego trudno wymagać merytorycznej, szczegółowej wiedzy na temat granic nieruchomości. Po to sąd powołuje biegłego geodetę, który – jak już wielokrotnie pisałem – powinien być doradcą sędziego, a nie wykonawcą często nietrafnych poleceń. Moim zdaniem sędziowie powinni, mimo wszystko, brać udział w merytorycznych spotkaniach (może nawet szkoleniach) z udziałem najlepszych fachowców z dziedziny, w której orzekają. Wówczas ich ocena i procedowanie będą zdecydowanie trafniejsze.
Natomiast biegłymi sądowymi powinni zostawać najbardziej doświadczeni fachowcy dobierani według ostrych kryteriów merytorycznych, czego, niestety, nie można powiedzieć o kryteriach obecnie obowiązujących. Co gorsza, nikt się tym nie przejmuje, ani resort sprawiedliwości, ani GUGiK.
• Dobre początki
W artykule tym przedstawiam kolejną sprawę dotyczącą granic nieruchomości, w której jak na dłoni widać mankamenty naszych, czyli geodezyjnych, działań. To, co bulwersuje najbardziej, to fakt, że ani urzędnicy, ani geodeci uprawnieni, ani nawet biegli sądowi nie są w stanie (nie chcą?) stanąć po stronie obywatela i prawa.
Rzecz dotyczy działek w jednej z gmin w województwie małopolskim. W 1974 r. zgodnie z ustawą z 1971 r. o uregulowaniu własności gospodarstw rolnych właścicielom wydano akty własności ziemi. W związku z tym, że działka nr 2311/1 była użytkowana przez okres powyżej 5 lat przez dwóch władających, każdy z nich miał prawo otrzymać na własność wydzieloną z niej część. Pojawił się więc geodeta uprawniony i zrealizował typową w takich sytuacjach pracę. Dokonał fizycznego podziału tej działki na dwie (nr 2311/2 i nr 2311/3), ustalając z udziałem stron granice i stabilizując w sposób trwały punkty załamania. Protokół stanu użytkowania sporządzony 9 lipca 1974 r., który podpisały zgodnie wszystkie strony, pokazano na rys. 1. Protokół ten był podstawą wydania dziesięć dni później (19 lipca 1974 r.) aktów własności ziemi dla nowo wydzielonych działek. Nie ma więc żadnej wątpliwości, że granice te są granicami ustalonymi według stanu prawnego, zatwierdzonymi ostatecznymi decyzjami administracyjnymi, czyli AWZ.
• Spychologia starostwa
Od 1974 r., a więc przez 46 lat, trochę się na tych gruntach działo. Zakładano i modernizowano EGiB, budowano domy i budynki gospodarcze, a także parkany. Nikt nie przejmował się granicami ustalonymi według stanu prawnego. Ewidencję zakładano i modernizowano z dokładnością ±1 do 3 metrów. Trudno powiedzieć, jakie kryteria stosowano przy tyczeniu budynków. Nie wiadomo, czy parkany tyczył geodeta, czy sytuowano je na dziko.
Nic więc dziwnego, że właściciele działki nr 2311/2 w końcu zaczęli protestować w starostwie przeciwko granicy ewidencyjnej, która przecinała ich budynek. Geodeci ze starostwa zamiast poprawić te błędne granice ewidencyjne z urzędu, zasugerowali, aby właściciele złożyli wniosek o rozgraniczenie nieruchomości, co oczywiście wiązało się z poniesieniem z tego tytułu znacznych kosztów. Zwracam na to uwagę, bo jest to częsta praktyka urzędnicza, mimo że zgodnie z przepisami o EGiB naprawienie oczywistych błędów jest obowiązkiem starostwa. A z takimi właśnie błędami mamy tu do czynienia...
Pełna treść artykułu w lutowym wydaniu miesięcznika GEODETA
Redakcja
|